Głód na ulicach Jemenu

O tragicznej sytuacji, w jakiej znalazł się kraj ze stolicą w Adenie, gdzie dziś trwa największy kryzys nie tylko w regionie, ale w ogóle na świecie, opowiada Rafał Grzelewski z Polskiej Akcji Humanitarnej.

Aktualizacja: 01.07.2019 19:59 Publikacja: 01.07.2019 19:21

Zdesperowane matki dają dzieciom wodę po gotowanym ryżu, która przypomina mleko, ale nia ma wartości

Zdesperowane matki dają dzieciom wodę po gotowanym ryżu, która przypomina mleko, ale nia ma wartości odżywczych

Foto: PAH

W Jemenie od czterech lat trwa wojna pomiędzy koalicją międzynarodową pod wodzą Arabii Saudyjskiej a jemeńskimi rebeliantami Huti, którzy chcą obalenia rządu. Według ONZ konflikt wywołał największy aktualnie kryzys humanitarny na świecie. Kto w tym chaosie sprawuje władzę?

Wojna podzieliła kraj na północ i południe, w sposób, który przypomina ten sprzed zjednoczenia Jemenu wiele lat temu. Władze usankcjonowane przez ONZ i inne państwa znajdują się w nadmorskim mieście Aden, na południu Jemenu. To tam działa tylko część administracji, bo niektórzy ministrowie zarządzają krajem z zagranicy. Działalność Polskiej Akcji Humanitarnej koncentruje się na południowej części kraju, kontrolowanej przez rząd. Rejestrując się tam, możemy pomóc szybciej. Z czasem chcielibyśmy też pomóc na północy. Z pewnością Jemen będzie potrzebował pomocy jeszcze przez wiele lat po zakończeniu wojny.

Gdzie toczą się walki?

Najczęściej wzdłuż nieformalnej granicy między Jemenem południowym a północnym. Najcięższy ostrzał i bombardowania obejmują północ. Ale chociaż działania wojenne nie obejmują całego kraju, to wojna wszędzie odciska swoje piętno. Dodatkowo kraj jest wielokrotnie podzielony między frakcje, czasem kontrolujące tylko jedno miasto. Prawie 3,5 miliona osób uciekło z bezpośredniej strefy wojennej i stało się uchodźcami w swoim kraju. Kiedy rozgorzały silne walki w dużych miastach na północy – Hudajdzie, Ta'izz, większość osób przybyła na południe. Tkwią tam w pewnym zakleszczeniu, bo mają poczucie, że nie są obywatelami tej samej kategorii, a jednocześnie nie mogą wrócić do swoich domów. Trudno im znaleźć pracę, często wyciągają rękę po pieniądze, ale jest większa szansa, że znajdą tam bezpieczeństwo i coś do jedzenia.

Jak wygląda życie uchodźców?

W Jemenie nie ma typowych obozów dla uchodźców w postaci miasteczek namiotowych, które znamy z Syrii, Iraku czy Libanu. Ludzie dostają przestrzeń do życia, którą muszą samodzielnie zagospodarować. W Adenie na terenie dawnej fabryki powstają prowizoryczne domostwa z jej elementów – blach, wsporników, szmat, tektur. W ciągu dnia nagrzewają się one do ekstremalnie wysokiej temperatury. Praktycznie nie ma tam urządzeń sanitarnych. Na terenach wiejskich uchodźcy tworzą szałasy z gałęzi i zeschniętych liści bananowców. Przed żarem nie ma ucieczki, a natura jest sroga. Do miejsc zamieszkania dostają się muchy, komary malaryczne, węże i skorpiony. Ludzie, którzy do niedawna mieszkali w murowanych i wygodnych domach, dziś praktycznie żyją na ulicy. Chorują, są narażeni na cholerę, malarię, dengę.

Skoro działa tam administracja, to dlaczego nie powstaną obozowiska? Czy z powodu wojny brakuje materiałów i pieniędzy?

Nie mamy pełnej analizy. Pomoc humanitarna trafia do Jemenu w ograniczonym zakresie. Mówimy o największym kryzysie humanitarnym na świecie, więc trudno zapewnić godne schronienie ponad 3 milionom osób, szczególnie gdy trwa konflikt zbrojny. Jemen jeszcze przed wojną był najbiedniejszym krajem w regionie, o trudnym klimacie i niewielkim potencjale rolniczym. Teraz 80 proc. ludzi wymaga pomocy humanitarnej, a największym problemem są głód i niedożywienie.

Ile osób głoduje?

Gdy jeździliśmy po kraju, widzieliśmy ogromne cierpienie. Mniej więcej 7,5 miliona osób nie ma bezpieczeństwa żywnościowego, czyli nie wie, kiedy zje następny posiłek. W ostrej fazie niedożywienia są prawie 2 miliony dzieci. Rozmawiałem z matkami, które leczą je w szpitalach. Z desperacji dawały im wodę po gotowanym ryżu, która przypomina mleko, ale nie ma wartości odżywczych. Jeśli matki jedzą, to najwyżej chleb i najprostsze placki, do których piją herbatę. Ludzie gotują też papki z liści krzewów. Oszukują głód, dopóki nie znajdą czegoś bardziej wartościowego do zjedzenia. Głodują też ci, którzy zostali przy linii frontu i nie są w stanie stamtąd uciec, z różnych przyczyn. Nie mają już siły, tkwią w marazmie, są starzy albo chorzy. Często też nie mają jak uciec. Jedzenie w wielu miejscach jest dostępne, ale zdrożało ze względu na blokady i stało się praktycznie nieosiągalne dla wielu mieszkańców.

Kto pomaga ludziom przy linii frontu?

Są organizacje lokalne i międzynarodowe, które tam pomagają, ale dostęp do tych terenów jest niezwykle ograniczony. Odwiedziłem jeden ze szpitali, które przed wojną były szpitalami powiatowymi, teraz stały się frontowymi. Codziennie trafia tam od 30 do 60 ludzi rannych w wyniku walk. To nie tylko żołnierze, ale też cywile, którzy znaleźli się na linii strzału czy ostrzału. W szpitalu jest dwóch lekarzy na SOR w ciągu dnia i jeden w nocy. W momencie, gdy przyjeżdża duża liczba pacjentów, są bezradni. Lekarze mogą się tylko przyglądać temu, jak niektórzy umierają bez pomocy. W szpitalu skupia się bezmiar nieszczęścia. Jest tam oddział leczenia niedożywionych dzieci, na który od początku roku przyjęto ponad 500 pacjentów. Wielu z nich nie dało się uratować, bo przyjechały z ciężkimi komplikacjami. Najczęściej przyjeżdżają do szpitala z powodu biegunek. Są na skraju życia i śmierci. Wtedy rodzice słyszą, że to nie biegunka jest problemem, tylko ciągłe niedożywienie. Wygląda na to, że całe pokolenie Jemeńczyków nie osiągnie potencjału, bo wady rozwojowe związane z brakiem żywności przełożą się na dorosłe życie.

Czy na południu nadal rozprzestrzenia się cholera?

Gdziekolwiek rozmawiałem z ludźmi, słyszałem o świeżych przypadkach cholery. Nawet jeśli byłem w miasteczkach, w których choćby w małym stopniu funkcjonowała służba zdrowia. Do małych miejscowości przestały dojeżdżać beczkowozy, a gdy trudno o utrzymanie higieny, to łatwo o zarażenie się cholerą. Dlatego jednym z naszych projektów będzie wybudowanie toalet w dużej szkole w miejscowości Ad-Dahi. Doprowadzimy wodę i będziemy prowadzić szkolenia z higieny. Przymierzamy się do wymiany rur w jednej z dzielnic Aden, bo ich średnica nie jest dostosowana do takiej liczby mieszkańców. Uchodźców na południu jest tak dużo, że kanalizacja nie może obsłużyć takiego zapotrzebowania. Ścieki wylewają się na ulice. Mieszkaniec jednej z dzielnic pokazywał mi, jak przeskakuje dużym susem przez wielką kałużę, żeby wyjść z domu. Dzieci już w ogóle nie wypuszcza, bo po wyjściu na zewnątrz dostawały biegunek.

Rozpad kraju widać w prozaicznych sytuacjach. Śmieci zalegają na ulicach przez wiele tygodni, bo część śmieciarek zagarnięto na potrzeby bojowe. Usługi publiczne się załamały.

Jak do Jemenu docierają żywność i pomoc?

Wprawdzie port w Hodejdzie w północnej części kraju przeszedł w ręce rządu, ale towar, który trafia do portu, to tylko kropla w morzu potrzeb. ONZ starało się wymusić na Huti sprawiedliwą dystrybucję dóbr, ale ostatnio wstrzymało dostawy do terenów kontrolowanych przez grupy zbrojne. Żywność nie trafiała do ludzi najbardziej potrzebujących. Większość towarów dociera do portu na południu, ale ze względu na kolejki, procedury bezpieczeństwa oraz podwyżki związane z ubezpieczeniem towarów ceny jedzenia są bardzo wysokie dla wielu Jemeńczyków. Transport lotniczy odbywa się na ograniczonych trasach lokalnych linii.

Czy w obliczu głodu i innych problemów rozmówcy zdobyli się na opowiedzenie o tym, czy popierali rząd przed wojną?

Z każdą osobą starałem się porozmawiać o tym, jak widzi przyszłość. Nie odniosłem wrażenia, żeby miały sprecyzowane poglądy polityczne. Wszyscy mówią: inshallah, czyli mają nadzieję, że w końcu wszystko będzie dobrze. Przed wojną Jemen funkcjonował jako biedny kraj, ale dość stabilny. Ci, którzy z powodu wojny uciekli do małego afrykańskiego kraju Dżibuti, chcą wrócić do swoich domów, nawet jeśli zostały z nich tylko ruiny. Nikt nie marzy o przedostaniu się do Europy.

W Jemenie od czterech lat trwa wojna pomiędzy koalicją międzynarodową pod wodzą Arabii Saudyjskiej a jemeńskimi rebeliantami Huti, którzy chcą obalenia rządu. Według ONZ konflikt wywołał największy aktualnie kryzys humanitarny na świecie. Kto w tym chaosie sprawuje władzę?

Wojna podzieliła kraj na północ i południe, w sposób, który przypomina ten sprzed zjednoczenia Jemenu wiele lat temu. Władze usankcjonowane przez ONZ i inne państwa znajdują się w nadmorskim mieście Aden, na południu Jemenu. To tam działa tylko część administracji, bo niektórzy ministrowie zarządzają krajem z zagranicy. Działalność Polskiej Akcji Humanitarnej koncentruje się na południowej części kraju, kontrolowanej przez rząd. Rejestrując się tam, możemy pomóc szybciej. Z czasem chcielibyśmy też pomóc na północy. Z pewnością Jemen będzie potrzebował pomocy jeszcze przez wiele lat po zakończeniu wojny.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?