Taka może być konsekwencja wprowadzenia ujednoliconego systemu rekrutacji na aplikacje, zaprojektowanego w Ministerstwie Sprawiedliwości. Dziś prawnik po studiach wybiera aplikację, na którą zdaje egzamin. Jeśli zda, jest przyjęty. To proste rozwiązanie ma, zdaniem autorów reformy, zasadniczą wadę. Powoduje duże różnice w liczbie aplikantów w poszczególnych izbach adwokackich, radcowskich i notarialnych, a w rezultacie – nieefektywność systemu szkolenia. W Warszawie jest aż 2 tys. aplikantów radcowskich, trudno więc przygotowywać ich praktycznie do zawodu. A w Szczecinie na II roku aplikacji notarialnej jest tylko jedna osoba, a można i trzeba kształcić więcej.
Zapewnić proporcjonalne, a więc racjonalne rozłożenie liczby aplikantów ma ustawa o państwowych egzaminach prawniczych. Jej projekt, zainicjowany przez ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego, po z górą roku prac skierowany został przez jego następcę Andrzeja Czumę pod obrady rządu. Przewiduje, że dwustopniowe sprawdziany państwowe zastąpią dzisiejsze egzaminy: na aplikację i uprawniający do wykonywania danego zawodu.
Projekt jest tak obszerny, jak skomplikowany jest system, który wprowadzi ustawa. Absolwent prawa będzie mógł zdawać państwowy egzamin I stopnia, wybierając, czy chce się ubiegać o przyjęcie na którąś z aplikacji, czy zamierza świadczyć usługi jako doradca prawny.
[srodtytul]Pierwszeństwo dla najlepszych[/srodtytul]
Zdający będą się rejestrowali w systemie elektronicznym. Po ogłoszeniu wyników egzaminu kandydaci na aplikacje, którzy zdali, wskażą maksimum trzy kolejno preferowane ze względu na rodzaj i miejsce (np. adwokacka w Szczecinie, radcowska w Szczecinie, adwokacka w Gdańsku). Minister zaś określi – konieczną dla tych, co zdali – łączną liczbę miejsc na aplikacjach. Ale rozdzieli je na poszczególne aplikacje i ośrodki szkolenia nie według zapotrzebowania wynikającego z wyników egzaminu w izbie, lecz w jednakowej proporcji do liczby adwokatów, radców i notariuszy w każdej z nich.