Ministerstwo ma wiele zastrzeżeń, ale nie mówi nie, i przyznaje, że odciążyłoby to sądy.
Wierzyciel, chcąc wyegzekwować od swego dłużnika nawet niewielką sumę, musi najpierw wszcząć postępowanie sądowe. I choć są postępowania uproszczone: upominawcze, nakazowe, to i tak musi czekać wiele miesięcy na wyrok i klauzulę wykonalności. Jest zaś wiele wierzytelności, których zasadności i wysokości dłużnicy nie kwestionują, ale bez wszczęcia egzekucji ich nie spłacają. Tymczasem Krajowa Rada Komornicza proponuje, by na negocjacje komornik miał nie więcej niż 30 dni, chyba że strony zgodzą się na przedłużenie terminu do sześciu miesięcy. Ugodę zamieszczałoby się w protokole, po czym komornik mógłby przystąpić do „dobrowolnego ściągania należności". Jeżeli dłużnik nie dotrzyma warunków ugody, wierzyciel będzie mógł wystąpić do sądu o nadanie jej klauzuli wykonalności, dalej byłaby więc egzekwowana przymusowo. Gdyby negocjacje się nie udały, wierzyciel miałby otwartą drogę sądową.
Takie rozwiązania dobrze się sprawdzają od wielu lat m.in. we Francji, Hiszpanii, Holandii i Czechach.
– Dlaczego nie mamy korzystać z tych wzorów, które są wygodne dla wierzycieli i dłużników i nie wymagają angażowania sądów – zachwala propozycję Rafał Fronczek, prezes Krajowej Rady Komorniczej. – Jednocześnie minimalizuje koszty, co jest bardzo istotne dla dłużnika.
Do pieniędzy nawiązuje też minister, odpowiadając komornikom: