Aż 77 z 400 oddziałów ginekologiczno-położniczych w Polsce odbiera mniej niż 400 porodów rocznie. Rekordziści przyjmują jedną rodzącą tygodniowo, ale ponieważ każdy oddział położniczy dyżuruje „na ostro", przez 24 godziny na dobę zapewniona jest tam pełna obsada personelu, łącznie z personelem bloku operacyjnego (m.in. instrumentariuszkami i sanitariuszami).
I choć dyrektorzy szpitali dawno zauważyli, że to dla nich nieopłacalne, ich zwierzchnicy nie zgadzają się na zamknięcie porodówek. Dlaczego? Bo to decyzja ryzykowna politycznie, po której starosta powiatowy, będący organem założycielskim dla placówki, może pożegnać się z reelekcją.
Z niegospodarnością postanowił walczyć prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Adam Niedzielski:
– Chcemy zachęcić świadczeniodawców do koncentracji świadczeń, zwiększając wycenę dla tych placówek, które wykonują jak największą liczbę określonych procedur. Premiowanie koncentracji świadczeń to zachęta do konsolidacji niektórych oddziałów lub szpitali – tłumaczy Adam Niedzielski. – Placówkom oddalonym od siebie o kilkanaście kilometrów może się opłacać rezygnacja z niektórych oddziałów i oddanie pola szpitalowi z sąsiedniego powiatu.
Czytaj także: