Dante Zilli: Przyjdzie czas na małe jeepy

Coraz więcej osób aktywnie spędza czas, więc rośnie popyt na auta, którymi jeździ się na co dzień, ale kiedy nadarzy się okazja, pojadą także po terenie – mówi prezes Jeepa na Europę, Bliski Wschód i Afrykę Dante Zilli

Aktualizacja: 14.04.2017 07:59 Publikacja: 13.04.2017 22:10

Dante Zilli

Dante Zilli

Foto: materiały prasowe

Rz: Jeep to silna amerykańska marka, gdzie duże samochody terenowe zawsze dobrze się sprzedawały. Europejczycy wybierali i nadal wybierają zazwyczaj auta lżejsze. Skąd w takim razie sukces Jeepa na naszym kontynencie w ostatnich latach?

Widzę tutaj trzy powody. Może i Jeep był w Europie mniej popularny, jako auto, którym się jeździ, ale zawsze silna była świadomość tej marki. Jako produkt marka musiała jednak zostać odświeżona i szczerze mówiąc, dla marketingu było to wielkie wyzwanie. Wiem na przykład, że w Polsce, bardzo ważnego rynku dla nas, była to „od zawsze" marka znana, istniała także świadomość, do czego nadaje się nasze auto. Powód drugi to sam produkt. Zaczęło się na dobre w 2013 roku, kiedy wprowadziliśmy na rynek grand cherokee z nowym napędem i automatyczną skrzynią biegów. Wtedy na rynku europejskim wyraźnie ożyło zainteresowanie. Pamiętam, że cztery lata temu zaskoczył nas polski rynek, gdzie grand cherokee w swoim segmencie okazał się najczęściej sprzedawanym autem, a Polska nagle znalazła się w czołówce największych europejskich rynków dla Jeepa. Cały rynek okazał się wyjątkowy, bo Polacy sprawiają niespodzianki, jeśli jakaś marka „chwyci". Potem wprowadziliśmy na rynek cherokee i zrobiliśmy trzeci kolejny krok: wprowadziliśmy renegade, o którym mogę powiedzieć, że praktycznie wszystko zrobiliśmy dobrze. W dodatku jest to auto w segmencie, który na dzisiejszym europejskim rynku jest jednym z najważniejszych. I właśnie te trzy elementy sprawiły, że jeep „zaskoczył" w Europie. W ubiegłym roku sprzedaliśmy ponad 100 tys. tych aut. Dla nas to naprawdę dużo. Naturalnie nie porównujemy się z Volkswagenem, ale teraz, kiedy na rynek wchodzi właśnie compass, czyli auto kompaktowe w segmencie SUV, gdzie kiedyś byliśmy obecni i teraz wracamy. Jestem naprawdę dobrej myśli.

Czy myśli pan o jakimś małym, tańszym modelu?

Naturalnie. Planujemy rozbudowanie oferty zarówno o mniejsze, jak i większe modele, także wersję sportową. Będziemy mieli również coś do zaoferowania osobom, które lubią jazdę naprawdę ekstremalną. Będą też nowe skrzynie biegów i silniki od małych o pojemności 1,4 litra do 2-litrowych.

W Polsce, ale także i w innych krajach, widać dzisiaj, że jeepy nie są już autami wyłącznie terenowymi, ale są wykorzystywane do normalnej jazdy miejskiej. Rozumiem, że to zmieniło również same auta, ich konstrukcję, napęd?

Coraz więcej osób aktywnie spędza czas, więc rośnie popyt na auta, którymi jeździ się na co dzień, ale kiedy nadarzy się okazja, pojadą także po terenie. Dzisiaj sprzedaż naszych aut z napędem na cztery koła ma udział ponad 50-procentowy. A pozostałe dają poczucie bezpieczeństwa, zaawansowanych technologii komunikacyjnych.

Jaki będzie silnik przyszłości dla jeepa?

Zawsze dostępne będą najbardziej efektywne do jazdy z napędem na cztery koła. Nie ukrywam jednak, że mocno rozglądamy się teraz za technologiami napędu elektrycznego, hybrydami, ponieważ tak samo jak inni producenci, jesteśmy zmuszeni do obniżenia poziomu emisji. Okazało się również, że hybryda przy napędzie na cztery koła sprawdza się doskonale i nawet daje lepsze efekty niż w jeździe miejskiej.

Czy sądzi pan, że kierowcy chcieliby mieć e-Jeepy?

Zawsze trzeba się zastanowić nad sensem konkretnego rozwiązania. Bo co zrobić, jeśli bateria wyładuje się w środku lasu? Moim zdaniem auto czysto terenowe z napędem wyłącznie elektrycznym nie jest odpowiednim rozwiązaniem. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie kierowcy komfortu, że jeśli pojedzie na wycieczkę na pustynię, to z niej również wróci.

Są jednak producenci, którzy wolą zapłacić kary za nadmierne emisje, niż zrezygnować z mocnych tradycyjnych silników, bo nowe technologie są tak drogie, że bardziej opłaca się truć, niż inwestować. Nie ma pan takiej pokusy?

Moim zdaniem nowe, czyste technologie są potrzebne, bo nie tylko poprawiają wizerunek marki, ale jak jest w przypadku hybrydy i jeepa, są naprawdę przydatne. Nie mówiąc o tym, że najdroższe technologie tanieją najszybciej.

Czy dość dobrze zna pan swoich klientów?

Zapewne niewystarczająco. Wiem jednak, że mamy dwie grupy fanów naszej marki: poszukiwaczy przygód, którzy jeżdżą na nartach, jadą na odludzie łowić ryby, lubią jazdę po trudnym terenie. Wśród nich są dwie podgrupy – ludzi, którzy rzeczywiście to robią i takich, którzy wiedzą, że w każdej chwili mogliby pojechać w takie miejsce. Dwa lata temu, kiedy ożywialiśmy markę, stworzyliśmy także Grupę Posiadaczy Jeepów. Mamy dla nich platformę komunikacyjną, jest publikowany magazyn, a raz w roku zapraszamy wszystkich europejskich posiadaczy aut naszej marki. Tam się z nimi spotykam i bardzo uważnie słucham, co mają do powiedzenia. I nie ukrywam, że są bardzo bezpośredni. Wiemy także, jakie auta mieli, zanim zdecydowali się na kupno jeepa, najczęściej były to SUV-y, często z segmentu premium, ale niekoniecznie.

A wie pan, dlaczego kierowcy odchodzą od tej marki?

Robią to coraz rzadziej. Głównie dlatego, że nie mieliśmy pełnej oferty.

Co w takim razie będzie po compassie?

Nowy wrangler z całkowicie nowymi rozwiązaniami, który pokażemy jeszcze w tym roku, grand wagoneer – czyli powrót modelu z lat 70. Będzie też jeep pick-up – czyli stawiamy na rozbudowę oferty największych, najmocniejszych aut. Potem przyjdzie czas na mniejsze jeepy.

CV

Dante Zilli jest Argentyńczykiem. Z Fiatem związany jest od 2001 roku, gdzie zaczynał jako analityk rynku w Alfa Romeo. Potem kolejno był szefem PR tej marki w Szwajcarii, odpowiadał za marketing w Wlk. Brytanii i Hiszpanii, gdzie awansował na stanowisko przedstawiciela FCA. Obecnie jest prezesem Jeepa na Europę, Bliski Wschód i Afrykę.

Rz: Jeep to silna amerykańska marka, gdzie duże samochody terenowe zawsze dobrze się sprzedawały. Europejczycy wybierali i nadal wybierają zazwyczaj auta lżejsze. Skąd w takim razie sukces Jeepa na naszym kontynencie w ostatnich latach?

Widzę tutaj trzy powody. Może i Jeep był w Europie mniej popularny, jako auto, którym się jeździ, ale zawsze silna była świadomość tej marki. Jako produkt marka musiała jednak zostać odświeżona i szczerze mówiąc, dla marketingu było to wielkie wyzwanie. Wiem na przykład, że w Polsce, bardzo ważnego rynku dla nas, była to „od zawsze" marka znana, istniała także świadomość, do czego nadaje się nasze auto. Powód drugi to sam produkt. Zaczęło się na dobre w 2013 roku, kiedy wprowadziliśmy na rynek grand cherokee z nowym napędem i automatyczną skrzynią biegów. Wtedy na rynku europejskim wyraźnie ożyło zainteresowanie. Pamiętam, że cztery lata temu zaskoczył nas polski rynek, gdzie grand cherokee w swoim segmencie okazał się najczęściej sprzedawanym autem, a Polska nagle znalazła się w czołówce największych europejskich rynków dla Jeepa. Cały rynek okazał się wyjątkowy, bo Polacy sprawiają niespodzianki, jeśli jakaś marka „chwyci". Potem wprowadziliśmy na rynek cherokee i zrobiliśmy trzeci kolejny krok: wprowadziliśmy renegade, o którym mogę powiedzieć, że praktycznie wszystko zrobiliśmy dobrze. W dodatku jest to auto w segmencie, który na dzisiejszym europejskim rynku jest jednym z najważniejszych. I właśnie te trzy elementy sprawiły, że jeep „zaskoczył" w Europie. W ubiegłym roku sprzedaliśmy ponad 100 tys. tych aut. Dla nas to naprawdę dużo. Naturalnie nie porównujemy się z Volkswagenem, ale teraz, kiedy na rynek wchodzi właśnie compass, czyli auto kompaktowe w segmencie SUV, gdzie kiedyś byliśmy obecni i teraz wracamy. Jestem naprawdę dobrej myśli.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację