Jak na kampanie wyborcze była ona bardzo merytoryczna i pozbawiona - poza jedną chwilą - wydarzeń, które przebiłby się poza Kraków i lokalne media. Jedynym momentem o zasięgu ogólnokrajowym był pozew Jacka Majchrowskiego wobec Mateusza Morawieckiego za słowa o walce ze smogiem w Krakowie.

Chociaż w czasie debaty kilkukrotnie temperatura wymiany zdań między prezydentem a przewodniczącą komisji weryfikacyjnej wzrastała, to nadal nic nie wykroczyło poza pewien specyficzny dla tego starcia standard.

Pojawił się między innymi temat wparcia dla krakowskiego samorządu ze strony nowego sejmiku województwa małopolskiego, w którym 21 października wygrało PiS. Małgorzata Wassermann przekonywała na przykład, że dzięki temu szybciej powstanie lokalna kolej aglomeracyjna. Strategia Majchrowskiego - co nie jest żadnym zaskoczeniem - polegała na podkreślaniu, że jego konkurentka nie zna miasta i nie ma doświadczenia, czy wiedzy, dotyczącej tego jak działa miasto i co się w nim dzieje.

Kampania w Krakowie w niczym nie przypomina tej w Warszawie, ale kilka spraw jest bardzo podobnych - np. sprawy komunikacji i metra. Małgorzata Wassermann podkreślała, że miastu potrzebne jest metro, a działania prezydenta Majchrowskiego są opieszałe. Majchrowski bronił się twierdząc, że do decyzji o takiej skali potrzebne jest studium wykonalności, a dopiero później "wchodzi się z łopatami". Majchrowski skrytykował też rządowy program walki ze smogiem na który powoływała się Wassermann, nazywając go kopią rozwiązań, które są już w mieście wprowadzane. Wassermann powtórzyła deklarację - złożoną m.in. na łamach "Rzeczpospolitej" - że problem smogu można rozwiązać w ciągu dwóch-trzech lat.

Jedyny moment, który wyszedł poza lokalne tematy i specyfikę to problem prezydenta Majchrowskiego z zadaniem pytania swojej konkurentce.


Ten moment natychmiast na Twitterze podchwycili zwolennicy i politycy PiS. Ale jeden moment w dość wyrównanym starciu nie zmienił ogólnego obrazu kampanii, w której nie było zbyt wielu emocji. Już w niedzielę okaże się, czy to doprowadzi do sytuacji, w której historia powtórzy się po raz kolejny, a Jacek Majchrowski zostanie prezydentem po raz piąty.