Partia Ruchu Demokratycznego Brazylii (PMDB) nie chce już dłużej sprawować rządów pod kierownictwem prezydent Dilmy Rousseff, która z dnia na dzień traci sojuszników politycznych oraz zaufanie obywateli. Za kilka tygodni może zostać odwołana ze stanowiska. – Jeżeli nie wydarzy się nic spektakularnego, jej impeachment jest nie do uniknięcia – przekonuje „Rzeczpospolitą" Humberto Soccomandi z dziennika „Valor Economico". Pani prezydent jest oskarżana o praktyki korupcyjne związane z nielegalnym finansowaniem przez koncern energetyczny Petrobras kierowanej przez nią Partii Pracy oraz o wprowadzanie w błąd opinii publicznej przez ukrywanie prawdziwego stanu finansów państwa.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń w kraju, który stacza się politycznie i gospodarczo. Wiadomo jedynie, że pod koniec kwietnia odbędzie się głosowanie w komisji niższej izby parlamentu zajmującej się procedurą odwołania pani prezydent. Następnie sprawą zajmie się cała izba. Jeżeli opowie się za impeachmentem, głosować będzie Senat. Jeżeli opowie się za kontynuacją procedury, będzie miał 180 dni na jej przeprowadzenie. W tym czasie Rousseff nie może już sprawować funkcji prezydenta, czekając na ostateczny werdykt. Jej miejsce zajmie tymczasowo wiceprezydent Michel Temer, szef PMDB. Wszystko to może nastąpić już w maju, trzy miesiące przed igrzyskami olimpijskimi.

Władze zapewniają, że dezintegracja rządu nie będzie miała wpływu na przebieg igrzysk. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że chaos polityczny nie pozostanie bez wpływu na ogólną atmosferę. Zwłaszcza że widoczne są już oznaki zapaści gospodarczej. Dług publiczny sięga 200 proc. PKB. Gospodarka skurczy się w tym roku o niemal 4 proc. W roku ubiegłym było to 3,8 proc.

Impeachment Dilmy Rousseff niczego jednak nie załatwia. Stojący na czele PMDB wiceprezydent Temer jest wprawdzie czysty, ale może mieć poważne kłopoty ze znalezieniem uczciwych kandydatów na ministrów w rządzie przejściowym, gdy obejmie kierownictwo kraju. Media publikują codziennie nowe nazwiska podejrzanych polityków. Ostatnio ujrzała światło dzienne lista 200 parlamentarzystów, którzy mieli być na listach koncernów budowlanych.