Formuła 1: Gra do jednej bramki

Paradoksalnie Formuła 1 może wyłonić się z kryzysu w lepszej formie, niż była przed epidemią koronawirusa.

Publikacja: 26.04.2020 21:00

Formuła 1: Gra do jednej bramki

Foto: fot. Shutterstock

Chodzi głównie o kwestie budżetów, wyrównania szans w stawce oraz systemu zarządzania sportem, w którym wprowadzenie istotnych zmian wymagało zgody największych zespołów. Oczywiście nie wolno ignorować sytuacji i na siłę dążyć do organizowania wyścigów, ale zespoły i sam sport żyją ze ścigania. Organizatorzy wyścigów płacą niebagatelne sumy za przywilej goszczenia u siebie F1 – wartość takich kontraktów w niektórych przypadkach przekracza 50 mln dolarów, a średnia z 22 rund to około 30 milionów za wyścig. Te pieniądze są następnie dzielone pomiędzy władze sportu i ekipy.

Siedem z dziesięciu ekip ma siedziby w Wielkiej Brytanii i w wielu przypadkach skorzystano już z tamtejszej pomocy publicznej. Zwalnia się pracowników z konieczności wykonywania obowiązków, a państwo pokrywa 80 procent wynagrodzeń poniżej ustalonego poziomu. Z kolei ci najlepiej zarabiający – także kierowcy – dobrowolnie zrzekają się części swojego uposażenia.

Mroczne perspektywy dotyczą nie tylko prywatnych ekip, dla których starty w Grand Prix są podstawą egzystencji. Kryzys może skłonić wielkich producentów – Mercedesa, Renault czy obecną wyłącznie jako dostawca silników Hondę – do przeanalizowania sensu dalszego angażowania się w F1.

Warto przypomnieć, że globalna recesja z lat 2008–2009 przyczyniła się do całkowitego odejścia ze sportu takich firm jak BMW, Toyota i Honda, a Renault ograniczyło wówczas swoją obecność do dostarczania jednostek napędowych, rezygnując z prowadzenia własnego zespołu. Dlatego tak ważne są toczące się właśnie za kulisami dyskusje o finansach. Podjęto już kilka kluczowych decyzji, a wszystkie zaangażowane strony wykazały się zdrowym rozsądkiem. Szykowaną na sezon 2021 rewolucję w przepisach technicznych przełożono o co najmniej rok, w przyszłym roku ekipy będą nadal korzystały z tegorocznych samochodów, ich rozwój będzie poza nielicznymi wyjątkami zakazany, by jak najbardziej ograniczyć wydatki.

Pozostawiono natomiast w mocy nowe przepisy o rocznym limicie wydatków. Mało tego: ich próg zmniejszono ze 175 milionów dolarów za sezon (plus pewne wyjątki) do 150 milionów, a wiele ekip naciska na obniżenie go do 100 milionów i rezygnację z niektórych wyjątków, jak pensje dla kierowców i trzech najlepiej zarabiających pracowników z kierownictwa. Tutaj pojawia się już opór ze strony gigantów. Ferrari niechętnie zapatruje się na zejście z limitem wydatków poniżej 145 milionów za sezon (kwota, która i tak jest nieosiągalna dla ekip z dolnej połowy stawki). To stanowisko popiera Mercedes. Wielcy gracze nie chcą także wprowadzić ograniczeń pensji dla kierowców.

Jednak pomimo tych niezgodności wszyscy zdają się rozumieć powagę sytuacji. Komercyjne władze F1 przyspieszyły już wypłaty dorocznych premii dla szczególnie zagrożonych zespołów. Z kolei władze sportowe wprowadziły specjalne zapisy o „szybkiej ścieżce" zmian w regulaminach, jeśli wymagać tego będzie sytuacja. To oznacza, że pojedyncze zespoły nie będą się mogły sprzeciwiać decyzjom, od których zależy przyszłość F1.

Błyskawiczne podejmowanie decyzji i elastyczność będą potrzebne przy układaniu kalendarza na drugą połowę sezonu. Zmieszczenie wszystkich przełożonych wyścigów może się okazać niemożliwe, nawet jeśli sezon zostanie dokończony na początku 2021 roku. Mówi się już o możliwości organizowania więcej niż jednego wyścigu na austriackim Red Bull Ringu czy brytyjskim Silverstone – przy pełnej izolacji i obecności minimalnej liczby pracowników, bez kibiców, dziennikarzy czy gości specjalnych. Najważniejsza jest współpraca i nieszablonowe myślenie – wspólna gra do jednej bramki może pomóc nie tylko w przetrwaniu, ale też w zmianie całej Formuły 1 na lepsze.

Autor jest komentatorem telewizji Eleven Sports.

Chodzi głównie o kwestie budżetów, wyrównania szans w stawce oraz systemu zarządzania sportem, w którym wprowadzenie istotnych zmian wymagało zgody największych zespołów. Oczywiście nie wolno ignorować sytuacji i na siłę dążyć do organizowania wyścigów, ale zespoły i sam sport żyją ze ścigania. Organizatorzy wyścigów płacą niebagatelne sumy za przywilej goszczenia u siebie F1 – wartość takich kontraktów w niektórych przypadkach przekracza 50 mln dolarów, a średnia z 22 rund to około 30 milionów za wyścig. Te pieniądze są następnie dzielone pomiędzy władze sportu i ekipy.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata