To jednak i tak wielki sukces debiutanta, który jeszcze dzień wcześniej zmagał się na trasie z przygodami. Zacisnął jednak zęby i dotarł do mety w wyznaczonym limicie czasu, a we wtorek na trudnej, technicznej trasie osiągnął życiowy wynik.
- Arek jest prawdziwym dakarowym „zakapiorem”. Prezentuje się tu fantastycznie, a wśród organizatorów krążą już o nim anegdoty, że to jedyny zawodnik, który odmawia helikopterom podwiezienia na biwak. Każdy sukces Polaków bardzo mnie cieszy, a szczególnie quadowców, bo trochę jestem ich ojcem na Dakarze - mówi Rafał Sonik, który na półmetku dziewiątego etapu przewodził stawce quadów.
- Aż do neutralizacji liczyła się technika jazdy i umiejętności. Wreszcie nie była to trasa, która faworyzowała zawodników odkręcających pełen gaz i ścigających się z wiatrem. Jechało mi się super, ale za półmetkiem, kiedy przed nami wciąż było 200 km pustyni, coś zachrzęściło w mojej skrzyni biegów. Po chwili straciłem piąty bieg i nie wiem, jak to się stało, że dojechałem do mety - nie ukrywał krakowianin. - Wolę nie myśleć co by było, gdyby ta awaria przydarzyła mi się jutro, na etapie maratońskim. Konsekwencje byłyby znacznie poważniejsze. Zębatka piątego biegu jest po prostu zmielona i miałem ogromne szczęście, że skrzynia biegów całkiem się nie rozleciała, bo do teraz stałbym na odcinku specjalnym. Serwis będzie prawdopodobnie zmuszony wymienić cały silnik, co będzie się wiązać z 15-minutową karą, ale to naprawdę najbardziej optymistyczny scenariusz, jaki mógł mieć miejsce.
Sonik został sklasyfikowany na siódmym miejscu i zachował podium w rajdzie (prowadzi nadal Chilijczyk Ignacio Casale). Piąty jest wciąż Kamil Wiśniewski, który we wtorek także zmagał się z problemami technicznymi i dotarł na metę 12.
Kolejny awans w kategorii motocykli zaliczył jego kolega z Orlen Team Maciej Giemza. Zajmuje obecnie 18. pozycję i jest coraz bliżej poprawienia swojego najlepszego rezultatu w Dakarze (24. lokata w debiucie w 2018 r.). Liderem pozostaje Amerykanin Ricky Brabec.