Rafał Sonik: Chcemy czynić dobro

Poland Business Run to nie Rajd Dakar. Pragniemy zaangażować jak najwięcej ludzi – mówi przedsiębiorca i kierowca rajdowy Rafał Sonik.

Publikacja: 27.05.2023 10:28

Rafał Sonik: Chcemy czynić dobro

Foto: ADAM TUCHLIńSKI/mpr

Dlaczego zwycięzca Rajdu Dakar z 2015 roku został ambasadorem imprezy biegowej?

Żeby móc jeździć, trzeba chodzić i biegać. Bieganie było jednym z moich podstawowych treningów wytrzymałościowych. Zdarzały się okresy, gdy pokonywałem 70 kilometrów tygodniowo, choć nie przez siedem dni, tylko pięć–sześć. Robiłem 12–14 km, często po piasku. Bieganie zawsze było mi bliskie, a przecież to większy wysiłek niż chodzenie. Jeśli dodatkowo dedykuje się ten wysiłek charytatywnemu celowi i robi to w formie sztafety, można powiedzieć o idealnym połączeniu. Uznałem, że to porządna i uczciwa synergia.

Do dziś lubi pan biegać?

Gdy pokonywałem kolejne poziomy wyczynu sportowego, okazało się, że bieganie jest dla mnie niewystarczająco efektywne, za mało angażuje rotację korpusu, wytrzymałość barków, przedramion i nadgarstków – a to w moim sporcie jest ważne. Skurczył się też czas, który mogłem przeznaczyć na treningi. Efektywność stawała się dla mnie coraz istotniejsza, więc przesiadłem się na orbitrek. Nie przestało mi być jednak bliskie bieganie i pomaganie. Zmieniły się tylko metody.

Chęć pomagania innym w połączeniu z możliwością sprawdzenia się na tle kolegów to taka idealna mieszanka motywacji?

Mobilizujemy się i wciągamy innych do robienia czegoś dobrego. To podobny model do akcji „Czyste Tatry”. Wydawałoby się, że sprzątanie szlaku to praca indywidualna, ale w praktyce idzie na przykład rodzina z dziećmi i jedna osoba niesie worek, druga zbiera śmieci, a trzecia jest przewodnikiem stada. Sprzątanie Tatr, a teraz też plaż bałtyckich i lasów jest zbliżone pod względem narracji do Poland Business Run. Wysiłek towarzyszący wchodzeniu na szczyt i sprzątaniu jest porównywalny z biegiem.

A jednocześnie dystans 4 km, który ma do pokonania każdy z pięciu uczestników sztafety, może spokojnie przebiec nawet początkujący…

To nie Rajd Dakar. Nie chodzi o to, żeby się zajechać, tylko czuć komfortowo i skupić na celu. Inicjatorom projektów społecznych nie zależy przecież, aby darczyńca zbankrutował czy zrezygnował ze swoich planów osobistych. Roztropność podpowiada, żeby zaangażowanemu wiodło się dobrze jak najdłużej. Być może udałoby się zebrać jakąś niewielką grupę osób, które przebiegłyby 42 km. Ale celem jest, by zachęcić jak najwięcej ludzi, przygotować wysiłek ponadnormatywny, ale wykonalny.

Ciekawa jest formuła biegu wirtualnego. Można wystartować samemu, bez presji, po samodzielnie wybranej trasie i w dowolnej miejscowości, a potem przesłać wynik za pomocą aplikacji. To znak czasów?

Technologia pomaga. Nie da się wirtualnie posprzątać gór, lasów ani plaż, ale już przekazać, że śmiecenie to obciach – jak najbardziej. Zaangażowanie influencerów oraz ludzi sportu i kultury pozwoliło nam zwiększyć zasięgi i skuteczność przekazu.

Przed pandemią Poland Business Run odbywał się na Rynku Głównym, teraz ze względu na rosnące zainteresowanie trafił na Błonia. Ma pan swoje ulubione trasy w Krakowie?

Oczywiście – głównie w Lesie Wolskim. Błonia są mi o tyle bliskie, że przejeżdżałem tam niemal codziennie w drodze do szkoły na Podwalu, a później na studia na Rakowickiej. Dla mnie to wrota miasta. Kojarzą mi się też z mszami Jana Pawła II. Byłem nimi zafascynowany, to było takie wyjątkowe, podniosłe i ważne. Wielokrotnie oglądałem tam również wydarzenia sportowe, kiedyś nawet startowałem i lądowałem na Błoniach motolotnią. Grałem tam też w tenisa. Jako uczeń liceum zarabiałem na całoroczny karnet, porządkując alejki klubu.

Jak ocenia pan zaangażowanie sportowców w projekty charytatywne?

Świat ewoluuje w takim tempie, że właściwie nigdy nie można powiedzieć: „mam to”. Zawsze da się zrobić więcej i lepiej. Weźmy przykład „Czystych Tatr”. Zaczęliśmy od tego, że sprzątaliśmy główne szlaki, bo mieliśmy tylko tysiąc wolontariuszy. Teraz sprzątamy okolice szlaków i wszystkie szczyty. Pomagali nam marszałkowie województwa małopolskiego, burmistrzowie Zakopanego, posłowie, senatorowie, osoby publiczne. Ale nigdy nie osiągniemy takiego stanu, że zrobiliśmy wszystko, co się dało.

Celem ambitnych projektów jest dotarcie do jak największej grupy ludzi. Popatrzmy na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Z trudem można znaleźć kogoś, kto nie zna Jurka Owsiaka i jego ekipy. Na poziomie świadomości osiągnęli cel, a mimo to rok po roku coś poprawiają.

Przed rokiem w Poland Business Run wystartowało 32 tys. biegaczy z ponad 1,5 tys. firm. Od początku istnienia projektu wsparcie w postaci protez, wózków i rehabilitacji otrzymało już ponad 800 beneficjentów...

Dwa razy, po wypadkach na quadzie, byłem w sytuacji, gdy groziły mi amputacje prawej ręki i lewej nogi. Wczucie się w sytuację człowieka, który ma bardzo poważny uszczerbek na zdrowiu, nie jest takie trudne. Trzeba spróbować, choćby tylko po to, aby jeszcze bardziej cieszyć się życiem. Jestem zwykle w pozycji tego, który prosi, zachęca i mobilizuje. Dlatego patrzę głównie nie tyle na uczestników biegu, co na ideę, misję oraz obraz, jaki buduje postawa organizatorów. Kiedy zobaczyłem pod koniec pandemii, że działają z jeszcze większym entuzjazmem i determinacją niż przed nią, potrafiłem to docenić. Bardzo często bywam w takiej sytuacji. Nawet teraz, gdy przygotowuję Wielką Wyprawę Maluchów.

Co to za projekt?

Pojedziemy małymi fiatami z Bielska-Białej do Monte Carlo. Na pokładzie będzie czołówka polskich kierowców rajdowych i wyścigowych: Longin Bielak, Sobiesław Zasada, Janusz Szerla, Kajetan Kajetanowicz i Bartosz Ostałowski, czyli jedyny kierowca z licencją FIA (Międzynarodowa Federacja Samochodowa – przyp. red.), który prowadzi auto stopą. On w wypadku motocyklowym stracił ręce. Wyszedł z najgłębszej doliny i wspiął się na szczyt. Ustanowił rekord świata w drifcie. Jest uosobieniem genu dzielności, który tkwi w ogromnej części polskiego społeczeństwa.

Właśnie buduję dla niego samochód, jedyny taki na świecie – połączenie smarta z małym fiatem. My dla niego nie biegamy, bo nie trzeba. Jedziemy do Monte Carlo i pewnie będzie bił rekord świata, a może rekord Guinnessa w pokonanym dystansie. Przez lata zastanawiałem się, jak motoryzacja może służyć celowi publicznemu.

Teraz rozpoczynamy projekt dla dzieci-ofiar wypadków drogowych. Chcemy poprawić bezpieczeństwo przy szkołach. Będziemy pokonywać kilometry i czynić dobro.

Dlaczego zwycięzca Rajdu Dakar z 2015 roku został ambasadorem imprezy biegowej?

Żeby móc jeździć, trzeba chodzić i biegać. Bieganie było jednym z moich podstawowych treningów wytrzymałościowych. Zdarzały się okresy, gdy pokonywałem 70 kilometrów tygodniowo, choć nie przez siedem dni, tylko pięć–sześć. Robiłem 12–14 km, często po piasku. Bieganie zawsze było mi bliskie, a przecież to większy wysiłek niż chodzenie. Jeśli dodatkowo dedykuje się ten wysiłek charytatywnemu celowi i robi to w formie sztafety, można powiedzieć o idealnym połączeniu. Uznałem, że to porządna i uczciwa synergia.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Bratobójcza walka o igrzyska. Polacy zaczęli wyścig do Paryża
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika