Rafał Sonik: Zaczyna się od marzeń

Triumfator Dakaru 2015 w rywalizacji quadów Rafał Sonik o zwycięstwie w tym rajdzie 18-letniego Eryka Goczała i jego przyszłości w motorsporcie.

Publikacja: 18.01.2023 03:00

Rafał Sonik: Zaczyna się od marzeń

Foto: RUDY CAREZZEVOLI

Doczekaliśmy się kolejnego polskiego zwycięzcy w Dakarze, i to najmłodszego w całej historii rajdu…

Wygrana w debiucie 18-letniego zawodnika, który prawo jazdy uzyskał dopiero w listopadzie, jest niesamowitą historią. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Eryk nie zdał egzaminu za pierwszym razem i nie mógłby zostać wpisany na listę uczestników. Przygotowania do rajdu przecież cały czas trwały, warunek został spełniony w ostatniej chwili. Dakar ma takie hasło: Marzenia są dla tych, którzy zostają w domu, wyzwania – dla tych, którzy wyruszają w drogę. Choć rzeczywiście od marzeń wszystko się zaczyna.

Czytaj więcej

Polak wygrał Rajd Dakar. Jest najmłodszym uczestnikiem w historii

Eryk Goczał chciał po prostu ukończyć rajd, a w kategorii lekkich pojazdów (UTV) zostawił całą konkurencję za plecami. To sukces niespodziewany czy starannie zaplanowany ze względu na rodzinne motoryzacyjne tradycje?

Goczałowie od dłuższego czasu mówili, że ich marzeniem jest zająć wszystkie trzy miejsca na podium. Pewnie nie przypuszczali, że przybliżą się do tego celu już teraz i że na najwyższym stopniu znajdzie się Eryk. Zwycięstwo w Dakarze nigdy nie jest przypadkiem, to efekt tysięcy rozmów, spotkań i słusznych decyzji. Triumf Eryka to zasługa doskonałych genów, mądrości rodziców, dobrego wychowania, miłości do motorsportu, świetnej współpracy i ogromnej determinacji. Mam nadzieję, że moje sukcesy były dla nich choć trochę inspiracją. Eryk miał 11 lat, kiedy wygrywałem Dakar. Cieszę się, że mamy trzeciego polskiego zwycięzcę. Każdy z nas jest w innym wieku, z zupełnie innego pokolenia, każdy triumfował w innej kategorii. Trzeba też wspomnieć o Darku Rodewaldzie, skromnym, cichym, uśmiechniętym, życzliwym i profesjonalnym mechaniku holenderskiej ciężarówki, który już w Ameryce Południowej wygrał swój pierwszy Dakar, a teraz w Arabii Saudyjskiej zwyciężył po raz trzeci. Darek opowiadał mi, że w jego zespole, choć nie rodzinnym, panuje równie znakomita atmosfera. Ja też mogłem liczyć na wsparcie bliskich. To okazuje się kluczem do sukcesu.

Ta historia jest tym bardziej niesamowita, że na podium w Arabii Saudyjskiej Eryk stanął razem z ojcem Markiem, który zajął trzecie miejsce…

Taki obrazek to chyba największe marzenie każdego ojca. To przynajmniej kilkanaście lat mądrego, konsekwentnego wysiłku i poświęcenia ze strony rodziców. Zadanie trudne, bo trzeba pokonać po drodze różne bariery. To ojciec w największym stopniu wpływa na to, w którym kierunku pójdzie syn. Dlatego uważam, że on też może się czuć zwycięzcą. Tak jak cały zespół Energylandii budowany od podstaw jak rodzinny biznes. Ojca Eryka, Marka, i jego wujka Michała spotykałem wielokrotnie na trasach. Ta rodzina to przykład wzorowej współpracy i nieszablonowego myślenia. Stworzyli innowacyjny i bardzo duży jak na tę branżę biznes, jakim jest największy w Europie park rozrywki Energylandia w Zatorze.

I dzięki temu mogli sobie pozwolić na finansowanie swojej pasji...

Jak najbardziej. Wiosną ubiegłego roku Marek opowiadał mi o roli, jaką każdy członek rodziny pełni w firmie. Pół roku zajmują się wyłącznie biznesem, w tym czasie ich techniczna ekipa planuje kolejne sześć miesięcy, w których testują sprzęt, przygotowują się do rajdów i startują. Można powiedzieć, że Goczałowie stworzyli najlepszą drużynę offroadową w Polsce i śmiem twierdzić, że najlepiej zorganizowany rodzinny team na świecie. Myślę, że będą stawać na podium mistrzostw świata i kolejnych Dakarów. Widzę dla nich świetlaną przyszłość, bo fundamenty pod te sukcesy wylewali przez wiele lat z niesłychaną konsekwencją.

Chyba trudno wyobrazić sobie lepszy początek kariery niż wygrana w Dakarze?

I tu nie jestem pewien. Nie chcę i nie mam zamiaru oceniać, która droga jest lepsza. Czy wygrać w debiucie, jak Eryk, czy później – tak jak pokazuje moja historia. W swoim pierwszym Dakarze w 2009 roku byłem trzeci, już jako doświadczony mężczyzna. I była to wielka inspiracja do podjęcia wysiłku w kolejnych latach. Rok później, mimo wielu problemów na trasie, dojechałem piąty. To była dla mnie lekcja życia i następny bodziec. Czas pokaże, jak będzie w przypadku Eryka.

Jaki to chłopak?

Jestem zbudowany tym, jak Eryk myśli i się wypowiada, jak ukształtowanym jest człowiekiem. To jeszcze większy sukces rodziny niż ten beduin (trofeum za zwycięstwo w rajdzie – przyp. red.). Niech się rozwija tak jak dotychczas, a będzie być może największym zawodnikiem w rajdach terenowych, a już na pewno najbardziej utytułowanym Polakiem. Tego mu serdecznie życzę. A rodzinie satysfakcji, bo to chyba pierwszy taki przypadek w Dakarze, że wygrał debiutant i najmłodszy kierowca, w dodatku z rodzinnego teamu.

Podobno już jako dwulatek Eryk usiadł za kierownicą quada?

Mam tym większą satysfakcję. Eryk jeździł quadem już w czasach, gdy pojazdy UTV, czyli rurowe, czterokołowe, dziwnie wyglądające auta, stały się najszybciej rozwijającą się klasą i zaczęły brać udział w rajdach. Ojciec Marek zaszczepił w nim motoryzacyjną pasję, bardzo mądrze prowadzi karierę swoją i syna. Nauczył go tak wielu rzeczy w tak młodym wieku, że można tylko ukłonić się i pogratulować.

Kiedy oglądał pan Eryka wygrywającego Dakar, wróciły wspomnienia z 2015 roku, gdy to pan stał na najwyższym stopniu podium?

Przypominam sobie euforię, ale przede wszystkim satysfakcję, że po siedmiu latach znalazłem się na szczycie. I że mogłem to zrobić w biało-czerwonych barwach. Moją największą motywacją była, jest i pewnie zawsze pozostanie polskość. Miałem wtedy 49 lat. Nauczyłem się, że nic nie przychodzi bez wysiłku, nie spada z nieba, o wszystko trzeba się postarać. Ojciec wspierał mnie w mojej sportowej drodze, sam uprawiał amatorsko kilka dyscyplin. Mama wspierała mnie dyskretniej, czuła ducha sportu, bo kiedyś była wioślarką. Miała dla mnie ogromne zrozumienie. Wiem, ile kosztowało ją nerwów oglądanie moich startów. Przeżywała to bardzo, ale nigdy nie powiedziała złego słowa i cały czas mi kibicowała. Słyszałem, że taką cichą bohaterką jest także mama Eryka.

Kiedy zobaczymy pana ponownie na dakarowych trasach?

Dla mnie najważniejszy w tej fazie życia jest mój syn Gniewek, to on może w przyszłości pójść podobną drogą co Eryk Goczał. Myślę, że powinienem podawać go mojemu synowi za przykład. Mam nadzieję, że Gniewek będzie uprawiał sport. Nie muszą to być quady czy UTV. Na razie interesują go auta sterowane radiem. Staram się pobudzać jego pasje, ale zostawiam mu wolny wybór. Będę go wspierał i mu doradzał, ale niczego nie będę narzucał. Na rajdowe trasy wrócę dopiero wtedy, gdy Gniewek podrośnie, będzie mógł i chciał mi towarzyszyć. Gdy będę czuł, że jest gotowy, zacznę opracowywać plan i taktykę powrotu. Dziś to Gniewek jest moim beduinem. Patrząc, jak się rozwija, czuję się zwycięzcą.

Doczekaliśmy się kolejnego polskiego zwycięzcy w Dakarze, i to najmłodszego w całej historii rajdu…

Wygrana w debiucie 18-letniego zawodnika, który prawo jazdy uzyskał dopiero w listopadzie, jest niesamowitą historią. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Eryk nie zdał egzaminu za pierwszym razem i nie mógłby zostać wpisany na listę uczestników. Przygotowania do rajdu przecież cały czas trwały, warunek został spełniony w ostatniej chwili. Dakar ma takie hasło: Marzenia są dla tych, którzy zostają w domu, wyzwania – dla tych, którzy wyruszają w drogę. Choć rzeczywiście od marzeń wszystko się zaczyna.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata