Do takich rozmów nikogo się nie zmusza, ale zachęca, wysyłając zaproszenie. Kolacja zaczyna się od uhonorowania przez każdego z gości nieżyjącego człowieka, który miał pozytywny wpływ na jego życie. Jedzenie nie jest tu na pierwszym planie, chociaż „piękne, acz proste" – pomaga w tej rozmowie. Ciąg dalszy spotkania zależy od jej uczestników, ich historii i emocji, którymi mogą się podzielić.



W ciągu ostatnich pięciu lat odbyło się ponad 100 tysięcy takich kolacji – twierdzi Hebb, który je opisał. Dedykując książkę swojej nieżyjącej matce, pisze, że inspiracją był dla niego: „jasny przekaz na temat tego, czego sobie życzy w życiu oraz w związku ze śmiercią". Bo śmierć to nie tylko ból psychiczny żyjących, ale też mnóstwo rozterek, czy pożegnali bliskiego tak, jakby tego oczekiwał. Ale o śmierci się nie rozmawia – to ciągle temat na później.

„Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji" nie jest namolnym poradnikiem z wszechwiedzącym instruktorem w tle, ale mądrą propozycją przemyślenia swego stosunku do odchodzenia z tego świata. Są podpowiedzi pytań, jakie warto sobie zadać, oraz krótkie historie tych, którzy podzielili się z autorem swoim doświadczeniem. Dają do myślenia. Co więcej, Hebbowi udała się trudna sztuka – nie ma znaczenia, czy jesteś wierzący czy niewierzący – ta książka jest dla ciebie.

Jak napisał Leopold Staff – śmierci trzeba uczyć się jak życia. Miał rację. To nie tylko poetycka metafora.