Nielegalna inwigilacja bez konsekwencji

Prokuratura zwleka z zarzutami wobec policjantów, kłopoty mają za to dziennikarze. Po czterech latach śledztwo wciąż dalekie jest od wyjaśnienia.

Aktualizacja: 17.01.2019 18:05 Publikacja: 17.01.2019 17:37

Do dzisiaj nikt nie odpowiedział za inwigilację dziennikarzy

Do dzisiaj nikt nie odpowiedział za inwigilację dziennikarzy

Foto: Reporter, Wojciech Stróżyk Wojciech Stróżyk

Blisko pięć lat temu policjant z Gorzowa Wlkp. włamał się do telefonu służbowego ówczesnego rzecznika CBA Jacka Dobrzyńskiego. Dziś już wiadomo, że chodziło o numery polityków, prawników i dziennikarzy, które Dobrzyński miał w telefonie. Służby podległe wtedy Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, szefowi MSW za rządów PO–PSL, w ten zakamuflowany i nielegalny sposób chciały szukać winnych afery taśmowej. Choć od ponad roku prokuratura i Biuro Spraw Wewnętrznych mają dowody na szeroko zakrojoną bezprawną inwigilację, dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. Zamiast ścigać winnych, prokuratura w Szczecinie wszczęła drugie śledztwo w sprawie ujawnienia przez media informacji ze śledztwa – ustaliła „Rzeczpospolita".

Sprawa z włamaniem do telefonu Jacka Dobrzyńskiego „wysypała się" przypadkiem w 2016 r. – podczas śledztwa warszawskiej prokuratury, która badała, czy specjalne grupy w policji śledziły szefów BOR, CBA, AW i ABW, podejrzewając ich o inspirowanie afery taśmowej (sprawę opisała „Gazeta Wyborcza"). Choć stołeczny prokurator nie znalazł na to dowodów, ustalił ciekawą rzecz – policjant z Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie 12 grudnia 2014 r. wystąpił o billingi z telefonu komórkowego Dobrzyńskiego. Interesował go tylko 10 października 2014 r., dzień po tym, gdy szef CBA Paweł Wojtunik zeznawał na tajnym posiedzeniu komisji ds. służb, że jest śledzony. Wyszło na jaw, że Dobrzyńskiego nielegalnie podłączono do śledztwa w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej jako numer nieznany, tzw. enkę. Prokurator uznał, że nie ma ona związku z aferą taśmową, i wyłączył wątek do zbadania.

Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjanta wszczęła gorzowska prokuratura w lipcu 2017 r.

Jak pisała „Rz" w 2018 r., funkcjonariusz w śledztwie zeznał, że wykonywał polecenie przełożonego – Marka B., naczelnika wydziału wywiadu kryminalnego. Kiedy okazało się, że sprawa sięga wysokich rangą policjantów, śledztwo ponad roku temu przeniesiono. Prowadzi je policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych KGP pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Kiedy pobrano billingi Dobrzyńskiego, szefem gorzowskiej policji był Ryszard Wiśniewski, zaufany człowiek ówczesnego komendanta głównego policji nadinsp. Marka Działoszyńskiego (pochodzi spod Gorzowa i tam mieszka). Istnienie niejawnej i niezarejestrowanej, a więc nielegalnej, grupy wewnątrz policji odkrył na początku 2016 r. ówczesny szef policji gen. Zbigniew Maj. Jego audyt wykrył, że podsłuchy prowadzono w ramach innych śledztw wobec osób rzekomo nieznanych i na czas do pięciu dni. Nie widniały w rejestrze, dowody usuwano – przez skąpe ślady prokuratura (stołeczna) odmówiła śledztwa.

Nielegalna kontrola

Dziś wiadomo, że pobranie billingów rzecznika pozwoliło na wszczęcie nielegalnej kontroli operacyjnej na szeroką skalę w zakamuflowany sposób, bez zgody sądu. W służbowym telefonie Dobrzyński miał ok. tysiąca numerów – do dziennikarzy, polityków, adwokatów i prokuratorów. Założono co najmniej dziesiątki „enek" z jego książki telefonicznej, m.in. dziennikarzy Polsatu, posła PO Sławomira Neumanna i posła PiS Jerzego Polaczka. Od kilku miesięcy są wzywani do prokuratury jako pokrzywdzeni i przesłuchiwani – tak opinia publiczna dowiedziała się, że sięgnięto po ich telefony i nielegalnie inwigilowano.

Jesienią 2018 r. Radio Zet ujawniło, że inwigilacja objęła co najmniej 30 osób. Prokuratura mimo tak oczywistych faktów do dziś nie postawiła policjantom zarzutów.

Za to bada ujawnienie przez media informacji z tego śledztwa. Prok. Joanna Biranowska-Sochalska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, podkreśla, że chodzi o art. 241 § 1 kodeksu karnego: rozpowszechnianie publiczne wiadomości z postępowania przygotowawczego bez zezwolenia. A więc sprawa przeciwko dziennikarzom.

Dlaczego brak zarzutów za nielegalne pobieranie billingów? – Trwa gromadzenie materiału dowodowego, jeżeli będą istniały ku temu przesłanki, prokurator podejmie stosowane decyzje – mówi krótko prok. Biranowska-Sochalska.

Prosta sprawa bez konsekwencji

Były rzecznik CBA jest zdumiony, że do tej pory nikt nie odpowiedział za ściąganie jego billingów. – W pierwszej rozmowie, jaką odbyłem z prokuratorem (lato 2017 r. – red.), zapewniał mnie, że sprawa jest jasna, czytelna i szybka. Dziwię się, że tyle czasu trwa jej wyjaśnianie – mówi nam Jacek Dobrzyński. Uważa, że telefon komórkowy rzecznika prasowego CBA „był bardzo atrakcyjny". – Dobrze zbillingowany dawał wyjście na wszystkich najważniejszych dziennikarzy w kraju. Żeby potem, wykorzystując ich numery jako tak zwane enki, można było w ramach kontroli operacyjnej sprawdzać, kto do nich dzwoni i jakie informacje im przekazuje – tłumaczy.

Status pokrzywdzonego w głównym śledztwie ma także m.in. dziennikarz „Rzeczpospolitej" Jacek Nizinkiewicz, specjalizujący się w wywiadach z politykami. – Skandalem jest, że po upływie ponad czterech lat od zdarzenia sprawa nielegalnych działań służb nie została wyjaśniona i nikt jeszcze nie ma zarzutu za to, że nadużył swoich uprawnień – mówi Nizinkiewicz.

– Powolne tempo śledztwa i brak jego efektów w postaci rozliczenia osób odpowiedzialnych wzmacnia moje przekonanie, że pobranie billingów i innych informacji na temat użytkowników telefonów komórkowych nie podlega żadnej kontroli. A nadużycia, do których miało dojść, nie są w szybki sposób temperowane i karane – mówi nam Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która od lat wytyka nadużycia służb. Jak zauważa Klicki, ta sprawa pokazuje po raz kolejny, że policja i służby specjalne są niemalże państwem w państwie. Uważa, że w „system prawny trzeba wpleść skuteczne mechanizmy, które by takie nadużycia wykluczały".

Jak podkreśla, pobieranie billingów dziennikarza po to, żeby ustalić jego źródła informacji, jest naruszeniem jego dóbr osobistych. – Nie ma przeszkód, żeby dziennikarz skierował pozew przeciwko policji czy innym służbom, które to czynią. Precedens już był, dziennikarz „GW", wobec którego CBA kilka lat temu prowadziło takie działania, poszedł do sądu i uzyskał przeprosiny.

Blisko pięć lat temu policjant z Gorzowa Wlkp. włamał się do telefonu służbowego ówczesnego rzecznika CBA Jacka Dobrzyńskiego. Dziś już wiadomo, że chodziło o numery polityków, prawników i dziennikarzy, które Dobrzyński miał w telefonie. Służby podległe wtedy Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, szefowi MSW za rządów PO–PSL, w ten zakamuflowany i nielegalny sposób chciały szukać winnych afery taśmowej. Choć od ponad roku prokuratura i Biuro Spraw Wewnętrznych mają dowody na szeroko zakrojoną bezprawną inwigilację, dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. Zamiast ścigać winnych, prokuratura w Szczecinie wszczęła drugie śledztwo w sprawie ujawnienia przez media informacji ze śledztwa – ustaliła „Rzeczpospolita".

Pozostało 88% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Służby
CBA donosi na byłego szefa CBA. Chodzi o zakup "lokalu mieszkalnego"
Służby
Szmydt był rosyjskim agentem? Jedna z tez
Służby
Rosjanie planowali zamach na Zełenskiego w Polsce? Polak z zarzutami
Służby
Dymisje w Służbie Ochrony Państwa. Decyzję podjął minister Marcin Kierwiński
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Służby
Akcja ABW w sprawie działalności szpiegowskiej na rzecz Rosji. Oskarżony obywatel RP