Sędziowie pozywają "Gazetę Polską" za słowa premiera

Blisko 50. sędziów Sądu Okręgowego w Krakowie pozwało "Gazetę Polską". Domagają się sprostowania słów premiera Morawieckiego, które ukazały się w czerwcowym wywiadzie. Miał on stwierdzić, że "wszystko wskazuje na to, że działała tam (w krakowskim sądzie- przyp. red.) zorganizowana grupa przestępcza".

Publikacja: 25.11.2018 16:59

Mateusz Morawiecki

Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

- Podkreślają, że słowa szefa rządu odnosiły się do kwestii praworządności w Polsce, którą zajmuje się Komisja Europejska - podaje Onet.pl.

- Tymczasem jedyne działania potencjalnie przestępcze (nie ma prawomocnego rozstrzygnięcia sądu - przyp. red.), jakie miały miejsce w Krakowie, związane są z dyrektorami z Sądu Apelacyjnego, którzy podlegali pod Ministerstwo Sprawiedliwości.

- Według sędziów, wiązanie tej sytuacji z Sądem Okręgowym - bo na takie pytanie odpowiadał w "GP" premier - jest co najmniej daleko idącym nadużyciem. - To było kłamstwo, a kłamstw na nasz temat akceptować nie zamierzamy - mówi sędzia Żurek.

- Prawo w Polsce funkcjonuje tak, że jeśli ktoś opublikuje rzeczy, które są kłamstwem, a to kłamstwo oczernia inne osoby, to wydawca ma obowiązek opublikować sprostowanie osoby, która poczuła się dotknięta - mówi Onetowi sędzia Waldemar Żurek, jeden z blisko 50 sędziów, którzy pozywają "Gazetę Polską".

- Jeśli dana gazeta czy inne medium tego nie zrobi, musi je do tego zmusić sąd. My nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy skierować sprawę do sądu, bo gazeta dobrowolnie nie chciała zamieścić sprostowania - wyjaśnia. - Zaś jego zamieszczenie było konieczne, bo tego wymaga prawo obywateli do rzetelnej informacji. Brak reakcji z naszej strony mógłby zostać odebrany jako przyzwolenie na kłamstwa premiera - podkreśla. - To na razie pierwszy krok, ale mamy nadzieję, że spowoduje on, że osoby publiczne, na wypowiedzi których wszyscy zwracają uwagę, będą bardziej ważyć słowa. A przede wszystkim, będą mówić prawdę - kwituje sędzia Żurek.

Były rzecznik KRS dodaje, że kolejnym krokiem może być pozwanie samego szefa rządu.

O co poszło?

Przypomnijmy - w połowie czerwca, krótko przed spotkaniem z wiceszefem Komisji Europejskiej Fransem Timmermansem, premier Mateusz Morawiecki udzielił "Gazecie Polskiej" obszernego wywiadu. W rozmowie z Tomaszem Sakiewiczem oraz Katarzyną Gójską odpowiadał na pytania dotyczące polskiego sądownictwa.

Rozmowa przeprowadzana była krótko po tym, jak sędziowie z krakowskiego "okręgu" - w oficjalnych uchwałach - wyrazili wotum nieufności wobec nowej prezes tegoż sądu i domagali się odwołania jej ze stanowiska, wypowiadając jej posłuszeństwo. Właśnie tej sytuacji dotyczyło jedno z pytań do premiera.

Przedstawiciele "Gazety Polskiej" chcieli wiedzieć, czy zdaniem szefa rządu "mamy pełzający bunt władzy sądowniczej." I podawali przykłady:

"Stowarzyszenia sędziów apelują do zagranicznych instytucji o ingerencję w wewnętrzne sprawy RP. W Krakowie sędziowie wystąpili przeciwko prezes powołanej przez ministra sprawiedliwości" - mówili redaktorzy Gójska i Sakiewicz. Mateusz Morawiecki odpowiedział wtedy tak:

"W mojej opinii szczególnie znamienny jest przykład sądu z Krakowa. Będę zachęcał przewodniczącego Timmermansa, aby się przyjrzał temu przypadkowi bardzo uważnie. Wszystko wskazuje na to że działa tam zorganizowana grupa przestępcza" - mówił.

Te słowa wyjątkowo sędziów z krakowskiego SO oburzyły, bo nikt nigdy nie zarzucał im - bo nie miał do tego żadnych podstaw - łamania prawa, zwłaszcza jako "zorganizowana grupa przestępcza". Dalej premier mówił także, że "jest też taka grupa sędziów, którzy nie chcą się pogodzić z nową rzeczywistością, z losowym przydzielaniem spraw sądowych, z brakiem możliwości przesuwania sędziów pomiędzy wydziałami. A przecież te i wiele innych naszych działań diametralnie zwiększa niezawisłość sędziowską" - przekonywał w "GP" premier Morawiecki.

Jest pozew przeciwko gazecie, kolejny może dotyczyć premiera

Jak podkreślają pozywający "GP" sędziowie, jedyny przypadek łamania prawa miał miejsce nie w krakowskim "okręgu" - a w "apelacji", gdzie dyrektorzy sądu mogli być odpowiedzialni za wyłudzanie pieniędzy. W sprawę zamieszany mógł być także były już prezes krakowskiego Sądu Apelacyjnego, który został aresztowany ale obecnie już jest na wolności i odpowiada z wolnej stopy. Zdaniem sędziów z Sądu Okręgowego, łączenie tej sytuacji - w której żadne prawomocne rozstrzygnięcia jeszcze nie zapadły - z sytuacją w "okręgu", gdzie sędziowie wypowiedzieli posłuszeństwo nowej prezes i żądają jej dymisji, jest po prostu insynuacją.

- Podkreślają, że słowa szefa rządu odnosiły się do kwestii praworządności w Polsce, którą zajmuje się Komisja Europejska - podaje Onet.pl.

- Tymczasem jedyne działania potencjalnie przestępcze (nie ma prawomocnego rozstrzygnięcia sądu - przyp. red.), jakie miały miejsce w Krakowie, związane są z dyrektorami z Sądu Apelacyjnego, którzy podlegali pod Ministerstwo Sprawiedliwości.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Prawo w Firmie
Trudny państwowy egzamin zakończony. Zdało tylko 6 osób
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Reforma TK w Sejmie. Możliwe zmiany w planie Bodnara