Klinicznym przykładem straconej szansy na wytłumaczenie opinii publicznej motywów orzeczenia jest zakończony prawomocnie wyrok w sprawie dziennikarza Piotra Najsztuba, uniewinnionego od zarzutu spowodowania wypadku drogowego. Wyroku zapewne trudnego do uzasadnienia, ale prawidłowego – w co większość naszych rodaków pewnie nie wierzy. Nie widziałem reakcji sądu na bezzasadnie pojawiające się twierdzenia, że właśnie prawomocnie zagwarantowano prawo do przejeżdżania staruszek na pasach osobom bez prawa jazdy w samochodach bez ważnych badań technicznych. A przecież kara za brak badań została wymierzona, co do cofniętych zaś uprawnień wykazano bezsprzecznie, że Najsztub nie został o tym powiadomiony. O tym wszystkim wiem jednak z facebookowego wpisu obrońcy podsądnego, który wszystko prosto wyłożył, a nie z porządnego komunikatu sądu sporządzonego po wyroku w związku z zainteresowaniem prasy.

Czytaj także: Sędziowie SN: uzasadnienia orzeczeń muszą przemawiać do ludzi

Wiele razy słyszałem, że media w sądzie to głównie kłopoty, że nie umieją się zachować i nie rozumieją, co sąd do nich mówi, a relacjonując sądowe rozstrzygnięcia, wszystko przekręcają. Zapewne często tak właśnie jest, ale szukanie winnych tylko wśród dziennikarzy to pójście na łatwiznę. Odrzucając skrajności, a więc tych przedstawicieli mediów, którzy tendencyjnie przedstawiają sądową rzeczywistość, to czy naprawdę sędziowie nie potrafią mówić prościej? Ukończone studia, aplikacja i lata w todze z łańcuchem z orłem na piersi powinny skutkować zrozumieniem, że sąd jest dla ludzi. Że chodzi nie tylko o rozsądzenie jakiegoś sporu, ale także by do treści swego rozstrzygnięcia przekonać podsądnych i wyjaśnić, czemu się orzekło tak, a nie odwrotnie. Dzięki temu można uniknąć anegdotycznych już krępujących sytuacji po rozprawie, gdy podsądny pyta swego prawnika: panie mecenasie, to w końcu ja wygrałem czy przegrałem?

W każdym takim przypadku przegranym jest wymiar sprawiedliwości. O zaufanie do niego wszystkim powinno przecież chodzić. Dopóki nie zrozumieją tego sędziowie, którzy w pseudoerudycyjnych uzasadnieniach swych orzeczeń bardziej starają się wykazać, że zasługują na awans do wyższej instancji, niż przekonać ludzi do swych racji, lepiej nie będzie.