Moim zdaniem to po prostu głupota podsądnego i policjantów. Policja przeprosiła i będą konsekwencje służbowe – to oczywiste, ale to okazja powiedzieć kilka słów o emocjach w sądzie.
Emocje są i będą w podsądnych, ale także niestety także w sędziach. Gdyby ktoś pochodził choćby jeden dzień po większym sądzie, to zapewne natknąłby się na kłótnie, zniewagi, a nawet groźby, a ile ich jest jeszcze na sprawach prowadzonych niejawnie, rodzinnych, o alimenty?
Ten proces był właśnie o alimenty. Niezadowolony z wyroku podsądny poczuł się urażony wyrokiem (może też uzasadnieniem) i zadzwonił na policję, prosząc o interwencję. Że zestresowany najwyraźniej procesem podsądny stracił rozsądek, to mnie zbytnio nie dziwi, dziwi mnie, jak zareagowali policjanci. Że przyjechali na takie wezwanie do sądu (choć jest tam policja sądowa), weszli na salę rozpraw, przerywając rozprawę i usiłowali sędzię wylegitymować. Owszem zdarzyło mi się wiedzieć kilka razy, że policjanci wchodzili na rozprawę nawet SN, ale z informacją, że jest alarm bombowy.
Czytaj także: Dress code w sądach - komentuje Marek Domagalski
Radzenie ludziom, których dotykają tragedie czy niesprawiedliwe wyroki, by trzymali na wodzy nerwy, byłoby czasem nieludzkie, ale można takim osobom poradzić, by wzięli raczej coś na uspokojenie. Albo poszli do sądu z zaufanymi osobami, nawet na zamkniętą rozprawę, by pomogli im utrzymać fason, gdyż może im to tylko pomóc w sądzie.