Gdy sędziego skazują… media i wiceministrowie - Tomasz Krawczyk

Po odpowiednim spreparowaniu materiału tylko największy sceptyk będzie wątpił w winę sędzi.

Publikacja: 06.07.2019 02:00

Gdy sędziego skazują… media i wiceministrowie - Tomasz Krawczyk

Foto: Adobe Stock

Sprawa niepełnosprawnego oskarżonego, który miał się doczołgać do stołu sędziowskiego na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Łodzi i związane z tym dyscyplinarki dla dwóch łódzkich sędziów wzbudziły zrozumiałe zainteresowanie środków masowego przekazu.

Czytaj także: Prezes każe – sędzia musi? - komentuje Tomasz Krawczyk

Można się zastanawiać, czy w momencie wszczęcia postępowania w fazie in personam rzecznik dyscyplinarny dysponował aż takim materiałem, by rzeczywiście uzasadniał postawienie zarzutów, tym bardziej z komunikatem, że każda z osób „naruszyła art. 40 Konstytucji RP oraz art. 3 konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności" i na ile przypadkowo owa aktywność zbiegła się z datą emisji w TVN programu o działalności rzeczników dyscyplinarnych (w tym wobec małżeństwa łódzkich sędziów) oraz terminem rozprawy przed TSUE.

Mniejsza jednak, co w danym momencie rzeczywiście posiadał rzecznik, a także jaką miał motywację. Warto natomiast odnotować, jak media publiczne – w obliczu nagonki na sędziów i sądy – relacjonują podobne zdarzenia, oraz komentarze przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości. Chodzi zwłaszcza o reportaż wyemitowany w „Wiadomościach" TVP 1 15 czerwca 2019 r. („Niepełnosprawny upokorzony przez sąd").

Nikt nie reagował?

Rozprawa dotyczyła usiłowania zabójstwa, a jej skład obejmował: dwóch sędziów zawodowych i trzech ławników. Obligatoryjny był udział prokuratora oraz obrońcy oskarżonego. Oskarżony był aresztowany, towarzyszyć mu więc musiało przynajmniej dwóch policjantów. Z relacji wolontariusza wynikało, że z ofertą pomocy niepełnosprawnemu miał wystąpić obecny na sali rozpraw pracownik medyczny.

Uwzględniając jeszcze wolontariusza Fundacji Court Watch, oskarżonego i protokolanta, było łącznie na sali rozpraw aż 15 (!) osób. Musi więc budzić wątpliwości, że nikt nie zareagował na podobnie naganne zachowanie sędziego referenta, cała sprawa przez dwa lata pozostawała w ukryciu i nie doczekała się sygnalizacji (poza zanonimizowaną wzmianką o owym przypadku we wrześniu 2018 r., gdy Court Watch Polska prezentowała doroczny raport z monitoringu sądów).

W raportach za lata 2016/2017 i 2017/2018 nie odnajdziemy podobnego incydentu(!). W kontekście medialnych stwierdzeń przedstawicieli Fundacji, że był to najbardziej drastyczny przypadek niewłaściwego sędziowskiego zachowania, z jakim się zetknęli, ten brak musi zastanawiać. Wątpliwości wzmacnia analiza wpisów prezesa Fundacji na Facebooku. W poście z 12 maja 2019 r. przytacza całość relacji wolontariusza, w tym opis innych zachowań przewodniczącej rozprawy. Porównując je z raportem Fundacji za lata 2017/2018, odnajdziemy tożsame przykłady w opisie „sylwetki sędziego X" (strona 23 raportu). Też nie przynoszą chluby tak scharakteryzowanej sędzi, ale żadnego zmuszania kalekiego oskarżonego do czołgania nie wymieniono.

Ciężar gatunkowy opisanych uchybień ma się nijak do obecnie analizowanego incydentu. Skoro w tej części raportu chodziło o to, aby „ukazać różnorodność sędziów orzekających w polskich sądach" (s. 20), dlaczego opuszczono ten najbardziej drastyczny fragment ówczesnego zachowania „sędziego X"? Najwyraźniej sama Fundacja uznała powyższy fragment za kontrowersyjny i budzący zbyt duże wątpliwości, co wolontariusz rzeczywiście dostrzegł i jak to zinterpretował. Nie musi to oznaczać, że podobnego zdarzenia w ogóle nie było, ale gdy o określonej ocenie zachowania człowieka często decyduje cały kontekst sytuacyjny, stawianie kogokolwiek pod pręgierzem bez pogłębionego dochodzenia i tylko na bazie podobnych zapisów musi wzbudzać zastrzeżenia.

Niewygodnych wymazano

Wracając do rzeczonego materiału telewizyjnego, sam tytuł przesądzał o upokorzeniu niepełnosprawnego przez sędziego. Gdyby jednak ktoś miał nadal wątpliwości, głos lektora TVP uczynnie informował o postawieniu zarzutów dyscyplinarnych „sędzi z Łodzi, która podczas rozprawy niepełnosprawnemu oskarżonemu kazała podejść do stołu sędziowskiego", co zmusiło podsądnego po amputacji nogi do czołgania się. Materiał wzbogacała grafika komputerowa, w której rzucało się w oczy ograniczenie składu orzekającego do dwóch obwinionych sędziów zawodowych, określonych w konwencji zwyczajowo kojarzonej z oskarżonymi (a zatem z imienia i pierwszej litery nazwiska). Wymazano obecność w składzie trojga ławników jako czynnika społecznego, a także będących wtedy na sali rozpraw np.: protokolanta, obrońcy oskarżonego, prokuratora czy konwoju policyjnego. Zbyt duża liczba uczestników rozprawy nieuchronnie wzbudzałaby pytania, dlaczego przez dwa lata nie zareagowali na tak nieludzkie traktowanie oskarżonego, ocierające się o tortury, jak również czemu ich nikt jakoś nie chce ścigać dyscyplinarnie za brak reakcji na naocznie obserwowaną krzywdę.

Ostatecznie pokazano zatem w rzeczonej grafice tylko dwoje obwinionych sędziów zawodowych, wolontariusza Fundacji Court Watch Polska oraz niepełnosprawnego oskarżonego. Obrazu dopełniało przywołanie wypowiedzi przewodniczącej rozprawy, że oskarżony nie wymaga pomocy w podejściu do pulpitu sędziowskiego, w którym lektorka odpowiednim tonem głosu dobitnie zaakcentowała skalę pogardy sędzi dla podsądnego.

Skoro nie przystawała do ogólnej wymowy materiału informacja, że upokorzony niepełnosprawny (już prawomocnie skazany) pozostawał pod zarzutem brutalnego usiłowania zabójstwa innej osoby (skądinąd też niepełnosprawnej), oszczędzono widzom tak drastycznych szczegółów. Nawet jeśli bezspornie każdy oskarżony, bez względu na charakter zarzucanego mu czynu, zasługuje na godność i szacunek, podanie takowej informacji mogłoby niepotrzebnie umniejszyć skalę współczucia widza względem krzywdzonego podsądnego. Naturalnie zabrakło też komentarza którejkolwiek z osób obecnych wtedy na sali rozpraw (łącznie z rzeczonym wolontariuszem). Uwzględniono natomiast w materiale zatroskaną wypowiedź wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika (który ocenił sytuację jako „bulwersującą i skandaliczną", ale „takie rzeczy niestety przez lata miały miejsce i nikt nie reagował na to"), prof. Czesława Kłaka (związanego z resortem sprawiedliwości oraz PiS: „Możemy mieć do czynienia nawet z torturą") oraz rzecznika prasowego ministerstwa Jana Kanthaka (podkreślającego, że cała sprawa pokazuje potrzebę przeprowadzenia reformy postępowań dyscyplinarnych „aby tego typu przypadki spotykały się z adekwatną reakcją i karą"). Oglądający mogli się jeszcze dowiedzieć, że „przypadek z Łodzi nie jest jedynym, w którym niektórzy sędziowie godność urzędu mają za nic".

Po tak skonstruowanej trzyminutowej migawce tylko największy sceptyk, uporczywie negujący rzetelność i obiektywizm programów obecnej TVP, będzie miał jeszcze wątpliwości co do winy obu sędzi i bezmiaru patologii w polskim sądownictwie. W opisaną konwencję wpisał się poza kadrem wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, który informację o sprawie opatrzył na Twitterze przesądzającym winę komentarzem: „Polecam uwadze. Oburzające zachowanie". Co najmniej z aż trzech źródeł ministerialnych rzecznicy i sędziowie dyscyplinarni mogli się zatem dowiedzieć, jakie stanowisko względem potrzeby ukarania prezentuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Dobrze chociaż, że zabrakło wypowiedzi konkretyzujących docelowy wymiar kary. Skądinąd, można go sobie bez trudu wyobrazić.

Skazanie przed przesłuchaniem

Bez wyroku sądu dyscyplinarnego i przy nadal funkcjonującej zasadzie domniemania niewinności doszło zatem do medialnego skazania obu obwinionych, zanim którąkolwiek rzecznik zdołał choćby przesłuchać czy odebrać pisemne wyjaśnienia. Nie czekając na rezultat postępowania, parę milionów Polaków już poznało „właściwą" wersję zdarzenia. Ewentualne umorzenie sprawy czy uniewinnienie spotka się teraz z krytyką zbliżoną do towarzyszącej werdyktowi w sprawie incydentu na stacji benzynowej z udziałem sędziego oraz banknotu 50 zł. Skutkiem ubocznym może być podświadomy wpływ tak zrealizowanego materiału na pamięć i oceny nieprzesłuchanych dotąd uczestników owego postępowania.

Można pytać, dlaczego tak tendencyjny materiał nie spotkał się z reakcją władz sądu lub Krajowej Rady Sądownictwa. Zasadność zarzutu to jedno (rozstrzygnie go postępowanie), ale nie można przejść do porządku nad medialną stygmatyzacją obwinionych, zanim sprawa trafiła na wokandę. Ma ono jednak wymiar retoryczny. Zależność obecnych prezesów sądów i członków nowej KRS od ministra jest zbyt duża, aby komukolwiek z nich przychodziły do głowy podobnie nierozważne pomysły, zwłaszcza gdy ten, ustami swoich zastępców, właściwie przesądził już o winie.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Łodzi

Sprawa niepełnosprawnego oskarżonego, który miał się doczołgać do stołu sędziowskiego na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Łodzi i związane z tym dyscyplinarki dla dwóch łódzkich sędziów wzbudziły zrozumiałe zainteresowanie środków masowego przekazu.

Czytaj także: Prezes każe – sędzia musi? - komentuje Tomasz Krawczyk

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów