Ponieważ często w sporze wskazuje się na trójpodział władzy, zacytuję Monteskiusza: Władza sądu nie powinna być powierzona stałemu składowi, ale wykonywana przez osoby powołane z ludu, w pewnych okresach roku, w sposób przepisany prawem, aby tworzyć trybunał trwający tylko dopóty, dopóki tego konieczność wymaga. W ten sposób groźna władza sędziowska, nie będąc przywiązana do pewnego zawodu, staje się, można rzec, niewidzialną i żadną. Nie ma się ustawicznie sędziów przed oczami: lęk budzi urząd, a nie urzędnicy (sędziowie).
Czy to nie zastanawiające, że mimo trwającego już prawie trzy lata sporu na szczytach Temidy umyka pytanie, czy sędziowie powinni mieć wpływ na wybór nowych sędziów i awanse. Do tej pory mieli.
Można zrozumieć sprzeciwy wobec skrócenia kadencji prezes Małgorzaty Gersdorf, a nawet wobec obniżenia wieku emerytalnego już urzędujących sędziów. Ledwo słyszalne są jednak zarzuty, że PiS burzy konstrukcję obecnego sądownictwa jako korporacji sędziowskiej. Podobnie zresztą było w sporze o skład Trybunału Konstytucyjnego. Nie zarzucano wtedy, że PiS wybiera sędziów (jak wcześniej wybierała PO), tylko że przyśpieszyło wybór „swoich", do czego i tak by doszło, tylko że trzy lata później. To nie model wyboru sędziów tak raził krytyków zmian – pamiętamy, jak opozycja odrzucała propozycje podzielenia się stanowiskami w TK czy wyborów sędziów TK większością. A rozwiązania te odpolityczniłyby TK. Podobnie jak KRS.
Teraz się słyszy, że po wygranej opozycji trzeba pisowskie zmiany odwrócić. Ale jaka to będzie trzecia władza? Nowej większości?
Czytaj też: