Aleksander Tobolewski: Kara więzienia jak szczęśliwy traf

Siedmiodniowy pobyt w zakładzie karnym skazany potraktuje jak ten „szczęśliwiec", który na licytacji Wielkiej Orkiestry wygrał jednodniowy pobyt w więzieniu. Tyle że koszty jego odsiadki poniesie państwo – pisze adwokat.

Aktualizacja: 20.03.2016 10:46 Publikacja: 20.03.2016 09:35

Aleksander Tobolewski: Kara więzienia jak szczęśliwy traf

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Żurawski

Zawirowania związane z Trybunałem Konstytucyjnym i Komisją Wenecką odwróciły uwagę – także moją, od spraw mniej spektakularnych, ale mających duże znaczenie dla wymiaru sprawiedliwości. Minister sprawiedliwości kilka razy mówił, że chce uelastycznić katalog kar pozbawienia wolności. Najniższa kara pozbawienia wolności wynosiłaby tylko tydzień i miałaby odstraszać początkujących przestępców, najdłuższa miałaby trwać 30 lat. Rozważana jest również kwestia wprowadzenia kary bezwzględnego dożywocia.

Pod publiczkę

Przypomniał mi się felieton Tomasza Pietrygi o reakcji ministra sprawiedliwości na gwałt dokonany przez skazanego na przepustce („Rz", 17 lutego 2016 r.). W efekcie – wyrzucenie dyrektora więzienia i stwierdzenie, że trzeba podwyższyć kary oraz ograniczyć prawa więźniów do przepustek, urlopów zdrowotnych i innych. Takie wypowiedzi nazwałbym nieprzemyślanymi i „pod publiczkę". W końcu dzisiejsza władza może zwołać posiedzenie Sejmu i przyjąć w dwa dni poprawki w ustawach karnych. Tylko dobre prawo to nie takie, które odpowiada na społeczne zapotrzebowanie odwetu w chwilach kryzysu.

Należałoby sięgnąć głębiej w cały ogromnie skomplikowany proces polityki karnej i prawa penitencjarnego, wysokości grożących kar i skutku, jaką określona kara ma przynieść. Stwierdzenie bowiem, że jeśli podwyższy się maksymalną karę za gwałt z 15 lat do 30, to będzie mniej gwałtów, jest pobożnym życzeniem, o czym pan minister, jako prawnik, wie. Rola odstraszająca kary jest odstraszająca tylko dla tych, którzy z reguły poważnie o popełnieniu przestępstwa nie myślą. Co więcej: „nawet niektórzy wykształceni ludzie władzy w krajach postkomunistycznych nie mogą się pozbyć ze swej mentalności nieracjonalnej wiary w omnipotencję represji jako podstawowego regulatora zachowań ludzkich, w tym wypadku ograniczającej przestępczość" („Przegląd Więziennictwa" nr 72 z 2011 r.).

Prawnicy, psychologowie, socjologowie uczą się, że kara pozbawienia wolności ma spełniać wiele zadań. Po pierwsze, jest odpłatą złem za zło, według trochę zmienionej zasady oko za oko, ząb za ząb, dalej, prewencji, czyli odseparowania przestępcy od możliwości popełnienia kolejnego czynu, powrotu do przestępstwa – czyli recydywy oraz resocjalizacji skazanych. Przepisy kodeksu karnego wykonawczego są prawie nieznane nie tylko społeczeństwu, ale i ogromnej rzeszy prawników, którzy na co dzień nie mają do czynienia z wykonywaniem wyroków.

Moim zdaniem część kodeksu była pisana przez optymistów i niemających praktycznego doświadczenia teoretyków, na dodatek w innym jeszcze ustroju, czasie nieadekwatnym do obecnej codzienności, życia w więzieniach i uwypuklających resocjalizację jako czynnik najważniejszy w wykonaniu kary. Wówczas nie mieli oni pojęcia o tym, na ile ich założenia mogą być spełnione w penitencjarnej rzeczywistości. Celem ogólnie dla społeczeństwa najważniejszym nie jest wcale resocjalizacja, tylko proste „odpłacenie" za przestępstwo. O kryminologii, o roli resocjalizacji większość społeczeństwa nigdy nie słyszała albo w ogóle nie wie, co oznaczają. Siedmiodniowy pobyt w zakładzie karnym skazany potraktuje jak ten „szczęśliwiec", który na licytacji Wielkiej Orkiestry wygrał jednodniowy pobyt w więzieniu. Jeden zapłacił, drugi ma za darmo! A jakie koszty takiej siedmiodniowej „kary" poniesie państwo?

Dysonans poznawczy

Zapytany na ulicy przechodzień odpowie, że za „obrzydliwe" przestępstwo należy ludzi „wziąć za mordę", wieszać albo wsadzać do więzienia na dożywocie, żeby „bandyta" nigdy już przestępstwa nie popełnił. Natomiast filmy, w których pokazywane jest życie w więzieniu, ze wszystkimi rozrywkami, telewizorem i komputerem w celi, siłownią i dobrym jedzeniem tylko utwierdzają społeczeństwo w przekonaniu, że w więzieniach jest za dobrze i uczą tam początkujących przestępców kryminalnego fachu. Wyjątkiem są osoby, które wiedzą, że w Polsce istnieją bardzo różne zakłady karne (więzienia), typu zamkniętego, półotwartego czy otwartego. A wiedza, na czym polega różnica między tymi kategoriami, jest praktycznie żadna.

Kara i co dalej

Lepiej nie sondować przeciętnego obywatela, czy w więzieniach można trzymać osoby niepoczytalne czy upośledzone na umyśle. Tę wiedzę społeczeństwo czerpie głównie z telewizji i wydaje się im, że osoby z zaburzeniami psychicznymi, uzależnione lub wymagające leczenia lub rehabilitacji są osadzane w zamkniętych szpitalach. O systemie terapeutycznym, w którym część więźniów odbywa karę nikt prócz specjalistów praktycznie nie wie. A brak wiedzy o polskim systemie penitencjarnym osób, którym się wydaje, że wiedzą wszystko z uwagi na wykształcenie lub wykonywaną funkcję posła, ministra albo dyrektora w urzędzie i gadają głupstwa, pogłębia tylko tę niewiedzę społeczeństwa.

Przez lata całe w polskim nauczaniu prawa podkreślano – jako nadrzędną – funkcję resocjalizacyjną, którą powinna spełniać kara. Ma się nijak do wysokości wymierzonej kary i z reguły im dłuższe pozbawienie wolności, tym mniejsze szanse na resocjalizację, o której trudno w ogóle mówić w zakładach zamkniętych. Zanim zrewiduje się wysokość kar za przestępstwo, to ja – gdybym miał takie uprawnienia – wszystkich decydentów i proponentów zaostrzania kar zabrałbym na wizytację do kilku zakładów karnych, a zwłaszcza do tych, które są przepełnione i w których nie ma mowy o resocjalizacji więźniów. Zleciłbym też zrobienie nowych badań, bo stare nie są adekwatne do obecnej rzeczywistości. Należy, w świetle dotychczasowych doświadczeń, ponownie przeanalizować, czy zagrożenie czynu 15 czy 20 latami więzienia faktycznie spełnia w Polsce rolę odstraszającą dla potencjalnego przestępcy. Według mnie, jeśli ktoś popełnia gwałt, to nie zastanawia się przedtem, czy dostanie za czyn 15 czy 25 lat. W ogóle tego nie bierze pod uwagę.

W następnym felietonie będę kontynuował temat i dam przykład „weekendowego" wykonywania kary pozbawienia wolności w mojej prowincji.

Autor jest adwokatem, od 35 lat prowadzi kancelarię prawną w Montrealu

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem