Jeden zwolennik cenniejszy niż stu hejterów

Mity wyrosłe z kampanii prezydenckiej wypaczają obraz parlamentarnej.

Aktualizacja: 12.08.2015 23:18 Publikacja: 11.08.2015 21:00

Andrzej Duda w kampanii był aktywny w internecie

Andrzej Duda w kampanii był aktywny w internecie

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Jedna z mocno zaangażowanych w spór polityczny redakcji zamówiła raport oceniający kampanię prezydencką w internecie. Miał posłużyć jako ilustracja tezy: Andrzej Duda został prezydentem dzięki internetowemu hejtowi, czyli fali negatywnych komentarzy, które uderzały w Bronisława Komorowskiego. Wyniki wypaczyły jednak pierwotną koncepcję.

Okazało się bowiem, że liczba ataków na Dudę i Komorowskiego była porównywalna. Tyle że były prezydent przegrał pod względem liczby informacji pozytywnych. O kandydacie PiS było ich znacznie więcej.

Im więcej czasu upływa od wyborów prezydenckich, tym mocniej rośnie mit o przegranej Komorowskiego z internetowym hejtem. Mówią o tym politycy PO, ale i sam były prezydent. – To była zorganizowana, gigantyczna akcja czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzona z nieprawdopodobną brutalnością i skutecznością. Przede wszystkim w internecie, ale nie tylko – przekonywał w pierwszym i dotąd jedynym wywiadzie po przegranej, udzielonym „Polityce".

PO sobie sama szkodzi

Głoszenie tez o zorganizowanym hejcie ma sens z punktu widzenia walki o głosy wyborców. Ale ślepa wiara w to, że PiS faktycznie sterował negatywnymi komentarzami, sprawia, że kierownictwo PO podejmuje działania, które szkodzą lub w najlepszym razie nie pomagają kampanii przed jesiennymi wyborami do Sejmu.

Najlepszym przykładem jest spotkanie Ewy Kopacz z posłami, którego kulisy opisała „Rzeczpospolita". W trudnym momencie, tuż po przegranej Komorowskiego, premier uspokajała swoich ludzi, przekonując, że partia wyciągnęła wnioski i przed wyborami do Sejmu zatrudniła 50 hejterów i opłaci kolejnych. Skalę problemu rządzących zobrazowała jednak dopiero publiczna wypowiedź marszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która próbując zdementować nasze informacje, stwierdziła, że chodziło o pomoc dla działaczy, „aby po przeszkoleniach wszyscy członkowie Platformy byli aktywni i zachowywali się jak hejterzy".

O skuteczności takich działań PiS przekonał się w kampanii Dudy. Paweł Szefernaker, kiedy na jesieni zeszłego roku przejął odpowiedzialność za przekaz internetowy partii, był przekonany, że ma tylko jeden cel. Wykorzystać, jak wtedy postrzegano, mniej ważne kampanie samorządową i prezydencką, do tego, by stworzyć w sieci machinę, która pomoże w kampanii parlamentarnej.

Budowa zaczęła się od burzenia. Zerwano wszystkie umowy, które zawarła partia. W ten sposób pozbyto się firm żerujących na partyjnej subwencji. Wewnętrzny audyt wykazał bowiem już wcześniej, że niektóre z usług wyceniane były na astronomiczne sumy. Na przykład zajmujące kilka minut założenie konta na YouTube kosztowało 5 tys. zł. Po zmianach te zadania przeszły na ludzi, którzy i tak pracowali w centrali.

Kłopotliwe wpisy za 2 zł od sztuki

W końcu uznano jednak, że kampanii nie da się przeprowadzić bez pomocy z zewnątrz. Kilka tygodni po lutowej konwencji, gdy kampania Dudy nabrała tempa, pojawiła się firma, która wcześniej pracowała przy kampanii Jacka Sasina, kiedy kandydował na prezydenta Warszawy. W umowie dotyczącej obsługi strony kandydata zawarto też kwestię „moderowania" wątków na forach internetowych.

Każdy wpis miał kosztować 2 zł. Pod tą eufemistyczną nazwą kryła się zwykła agitacja wyborcza. Tyle że zamiast wpisów sympatyków mieli to robić wynajęci pracownicy.

Jednak internauci szybko wychwytują fałsz. Wyławiali bardziej absurdalne wpisy i opisywali na portalach społecznościowych. Skoro bowiem firma miała płacone od sztuki, to zachwalała kandydata wszędzie. „Duda zadba o Polaków" – dowiadywali się czytelnicy tekstu o inteligencji psów. Sprawę podchwyciły media. Zawarta na całą kampanię umowa została zerwana na początku kwietnia, kosztowało to jednak kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Spójny przekaz PiS

W kluczowej dla wyniku końcówce machina PiS działała już sprawnie. Tajemnicą sukcesu w internecie nie był jednak przełom na miarę kampanii Baracka Obamy w 2008 r. Partia ta odrobiła jedynie lekcję ze swoich wcześniejszych błędów.

– W internecie trudno coś narzucić, ale można podsycić trend, który tworzą sami użytkownicy – mówi konsultant, który miał udział w kampaniach, gdy PO wygrywała z PiS.

Tak działał zespół Szefernakera. Partia zaczęła też korzystać z metod, które stosują do promocji firmy komercyjne, jak choćby zapraszanie na kampanijne eventy wpływowych komentatorów czy blogerów. Udało się też uniknąć ambicjonalnych napięć. Po raz pierwszy nie było tak, że jedna osoba odpowiada za internet, druga za billboardy, a trzecia za spoty i wszędzie jest inny przekaz. W internecie komunikacja była spójna z linią całego ugrupowania, którą kreował rzecznik Marcin Mastalerek.

Nie byłoby wielkiego zaangażowania i entuzjazmu internetowych zwolenników PiS, gdyby nie dobrze oceniana kampania w mediach tradycyjnych. Internet jest bowiem lustrem nastrojów wyborców poszczególnych partii.

– Teraz, gdy PO jest w defensywie, trudno się dziwić, że nasi zwolennicy mają mniej argumentów niż ich przeciwnicy. To widać w internecie, choć jest lepiej niż w kampanii Dudy, który wzbudzał większe emocje niż Beata Szydło – mówi ekspert związany z PO.

Zapchanie internetu wpisami botów nie spowoduje odwrócenia ról. Autentycznie zaangażowani zwolennicy są dla partii dużo cenniejsi niż pracownicy wynajętych firm. W kampanii Dudy zwykli sympatycy mogli działać skuteczniej, bo partia ułatwiała im to, np. przygotowując jednolite graficznie materiały.

W internecie nie sprawdza się też sztuczne kreowanie tematów. Przeniesiona do sieci walka polityków PO z nieistniejącym hasłem PiS polega na opatrywania zdjęć nowoczesnych inwestycji ironicznym opisem „Polska w ruinie". Choć akcję zapoczątkował znany aktor Mateusz Damięcki, to nie zdominowała ona sieci. Gdy sprawę nagłośniły tradycyjne media, spotkała się z odpowiedzią. To publikowanie analogicznych obrazków sławiących infrastrukturę na Białorusi, w Bangladeszu i Korei Północnej.

Jedna z mocno zaangażowanych w spór polityczny redakcji zamówiła raport oceniający kampanię prezydencką w internecie. Miał posłużyć jako ilustracja tezy: Andrzej Duda został prezydentem dzięki internetowemu hejtowi, czyli fali negatywnych komentarzy, które uderzały w Bronisława Komorowskiego. Wyniki wypaczyły jednak pierwotną koncepcję.

Okazało się bowiem, że liczba ataków na Dudę i Komorowskiego była porównywalna. Tyle że były prezydent przegrał pod względem liczby informacji pozytywnych. O kandydacie PiS było ich znacznie więcej.

Im więcej czasu upływa od wyborów prezydenckich, tym mocniej rośnie mit o przegranej Komorowskiego z internetowym hejtem. Mówią o tym politycy PO, ale i sam były prezydent. – To była zorganizowana, gigantyczna akcja czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzona z nieprawdopodobną brutalnością i skutecznością. Przede wszystkim w internecie, ale nie tylko – przekonywał w pierwszym i dotąd jedynym wywiadzie po przegranej, udzielonym „Polityce".

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej