Zadawanie takiego pytania może wydać się nieco spóźnione z uwagi na to, że do zmiany władzy w Polsce doszło pięć lat temu. Jednak w gorących sporach politycznych mało się mówi o społeczno-ekonomicznych determinantach polityki ostatnich lat.
Pięć lat temu nastąpił zwrot w Polskiej polityce. Platforma Obywatelska, która przez osiem lat rządziła w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym, została zastąpiona przez Prawo i Sprawiedliwość. PiS odniosło bezprecedensowy sukces, zdobywając mandat do samodzielnych rządów. Zmiana władzy o tyle niezwykła, że w Polsce dobrze żyło się za czasów Platformy. Nie dotknął nas kryzys finansowy. Gospodarka nieprzerwanie rosła w dobrym tempie. Rządzący zaliczyli wpadkę wizerunkową za sprawą afery taśmowej, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, o czym rozmawiali przy winie i ośmiorniczkach. Treść i język tych rozmów nie były budujące, jednak czy na tyle poważne, aby podziękować partiom, które nieźle sobie radziły? Wydaje się, że są poważniejsze przyczyny tego stanu rzeczy.
Co uległo zmianie?
Trzema zjawiskami, które kształtują polską rzeczywistość w ciągu ostatnich lat, jest bieda szerokich grup społecznych, odwrót liberalizmu i nowe wyzwania przed krajem, który nie chce utkwić w pułapce średniego rozwoju. Zjawiska te w nie zawsze oczywisty sposób wpływają na nasze wybory polityczne.
Od upadku komunizmu polska gospodarka odnotowuje systematyczny wzrost. Bywa on większy lub mniejszy, ale nieprzerwany i zdecydowanie wyższy niż w zachodniej Europie. Doprowadziło to do wzbogacenia się w szybkim tempie ludzi, którzy z racji przedsiębiorczości, posiadanego wykształcenia lub sieci kontaktów społecznych odnieśli sukces. Na fali tego wzrostu doszło do rewolucji społecznej. Wczorajsi wychowankowie bloków osiągnęli dochody, majątki i wpływy, o jakich ich rodzice mogli pomarzyć. Zmiany nie były jednak równomierne. Najbardziej skorzystali na nich młodzi i wykształceni mieszkańcy wielkich miast. Jeżeli ktoś urodził się w małym miasteczku lub na wsi, miał o wiele trudniej. Wiele zakładów nie przeżyło konfrontacji z wolnym rynkiem. Poupadały PGR. Dysproporcja zamożności w metropoliach i na prowincji jest zjawiskiem trwałym.
Różnice te widoczne są w danych o zarobkach publikowanych przez GUS. Z jednej strony mamy większe firmy z niezłymi i rosnącymi zarobkami zbliżającymi się do 5 tys. zł miesięcznie, co wydaje się stawką pozwalającą na godne życie. Z drugiej strony mamy małe firmy, gdzie średnia ta jest dwa razy mniejsza. Mamy zatem przepaść między tymi dwoma światami. Warto dodać, że w większych firmach zatrudnionych jest około 8 milionów Polaków, a w tych mniejszych 4 miliony. Jeżeli uświadomimy sobie, że średnia ukrywa w sobie ludzi znacznie lepiej wynagradzanych, zrozumiemy, że części z nas powodzi się naprawdę źle.