Koniec sprawy Dawida Kosteckiego. Nie ma winnych

Warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie rzekomego samobójstwa byłego boksera. Nikt go nie zastraszał, ani nie namawiał. Był w głębokiej depresji - to główne tezy uzasadnienia umorzenia.

Publikacja: 08.05.2020 09:53

Koniec sprawy Dawida Kosteckiego. Nie ma winnych

Foto: Fotorzepa/Wojciech Robakowski

Dawida Kosteckiego - byłego boksera, ale i wielokrotnie skazywanego za poważne przestępstwa znaleziono martwego w celi w celi Aresztu Śledczego na Białołęce w Warszawie 2 sierpnia ubiegłego roku. Miał z tyłu na karku dwa  ślady jak po ukłuciu, co dostrzegł prokurator podczas oględzin zwłok i w notatce napisał: „przypominają ślady powstałe w wyniku wkłucia igły". Ta uwaga zapoczątkowała wielomiesięczne śledztwo. Teraz zostało umorzone - potwierdziła "Rzeczpospolita".

Śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa w żadnym z wątków: podżegania boksera do popełnienia samobójstwa, znęcania się nad nim w areszcie, oraz zaniedbań służby więziennej.

Jednak sprawie zawsze będą towarzyszyć wątpliwości.

"Frajerze powieś się, kapuś, kur...a" - takie nawistne okrzyki z cel miały paść pod adresem Kosteckiego na krótko przed jego śmiercią. W śledztwie zeznał to jeden z osadzonych - członek dużego gangu dopalaczowego, który przebywał w tym samym areszcie co Kostecki. Jednak nikt inny nie potwierdził jego relacji, więc uznano ją za niewiarygodną.

Zadawnione strupy

Tajemnicza śmierć Dawida Kosteckiego od początku budziła wątpliwości. Znaleziono go w celi - wisiał na pętli z prześcieradła, w pozycji półsiedzącej, na łóżku pod kocem.

Najwięcej spekulacji wzbudzały jednak dwa dziwne ślady na karku boksera - odległe od siebie o pół  centymetra. Pojawiały się sugestie, że ktoś go np. mógł mu coś wstrzyknąć, albo obezwładnić paralizatorem domowej roboty, a kiedy stracił przytomność - powiesić. 

Jednak prokuratura zasięgnęła opinii biegłych, a ci - jak twierdzi - wykluczyli, żeby były to ślady od wkłucia igły czy strzykawki. Nie znaleziono także dowodów na użycie paralizatora. Rażona nim osoba z reguły "głośno krzyczy" z bólu i próbuje się bronić - twierdził jeden z biegłych. Współosadzeni krzyku nie słyszeli, a w celi nie znaleziono żadnego z tych przedmiotów. Ostatecznie uznano, że ślady na karku to "zadawnione strupy".

Z kolei monitoring korytarzy przy celi nr 20, pawilon C w której przebywał Kostecki pokazał, że krytycznej nocy do środka nikt nie wchodził - strażnicy zaglądali do celi regularnie, ale tylko przez wizjer.

Także sposób samobójstwa - w pozycji pół siedzącej, na łóżku - jak uznali biegli i śledczy - nie jest rzadkością, bo samobójcy wieszają się często w pozycji nietypowej.

Depresja boksera?

Kostecki - jak ma wynikać z obszernej dokumentacji medycznej i opinii zebranych przy okazji jego kolejnych odsiadek - miał od lat cierpieć na mniej lub bardziej nasilone zaburzenia depresyjne - twierdzą śledczy. Kilkakrotnie był z tego powodu hospitalizowany.

Podejmował również próby samobójcze - jak w 2015 r. - Był to dla niego ciężki okres w życiu sportowym. Ujawniono u niego jakieś niedozwolone środki, do tego doszła przegrana walka i to się miało skumulować. Kostecki zażył wtedy tabletki po których siedem dni leżał na OIOMie. - Po wybudzeniu przysięgał, że już nigdy tego nie zrobi - mówiła śledczym żona boksera, dodając, że przed tym czasem nie miał żadnych depresji.

Jednak o obniżonym nastroju Kosteckiego mówiła w śledztwie doświadczona psychiatra, która raz się z nim spotkała, i zapisała mu lek antydepresyjny.

Lekarka twierdziła, że zapamiętała Kosteckiego, bo tuż po wejściu do gabinetu skierował rozmowę na temat swoich osiągnięć sportowych. Przedstawił się jako wieloletni sportowiec, który nagle poczuł się źle. Przyznał, że miał epizod depresji, był w obniżonym nastroju, ale w rzeczowym kontakcie. Nie skarżył się na areszt ani otoczenie więzienne. Nie był zagubiony ani nieporadny - wynikało z relacji psychiatry.

Z kolei tuż przed śmiercią bokser miał się zachowywać już jak klasyczni samobójcy - są radośni, planują życie. Psychiatra tak to tłumaczy: - Osoby które chcą popełnić samobójstwo często przed tym prezentują dobry nastrój, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Z jakichś przyczyn Kostecki chciał popełnić samobójstwo i to zrobił - oceniła psychiatra. Z jej doświadczenia wynika, że myśli samobójcze zwykle zgłaszają ci, którzy coś chcą wymusić. A osoby które planują samobójstwo, tego nie mówią.

Z dokumentacją medyczną trudno dyskutować. Jednak czy można wykluczyć wersję, że zgłaszane dolegliwości, w tym depresja były celową taktyką boksera, sposobem na uniknięcie odsiadek?

W przeszłości, siedząc w areszcie w Lublinie za udział w gangu legalizującym kradzione samochody Kostecki podjął głodówkę na tyle wyniszczającą organizm, że sąd nakazał umieścić go w szpitalu i przymusowo karmić. Głodówka była jego protestem - bokser twierdził, że skazano go niewinnie, dlatego że pochodzi z romskiej rodziny, a w sporcie odniósł sukces.

Kostecki się bał

Jak pisała „Rzeczpospolita” Kostecki obawiał się przenosin do aresztu na Białołęce. Przewieziono go tu z Rzeszowa  (gdzie odsiadywał ostatni pięcioletni wyrok) 18 czerwca, na polecenie sądu. Jak ujawniła "Rzeczpospolita", bokser miał być świadkiem prokuratury w procesie o rozbój sprzed 11 lat. Posadzono go w tym samym areszcie, w którym przebywał Tomasz G., przeciwko któremu miał zeznawać. Ten wątek - niedopełnienia obowiązków przez Służbę Więzienną - również był badany. I także prokuratura go umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa.

W śledztwie - jak wynika z naszych informacji - przesłuchano więźniów, z którymi Kostecki mógł być skonfliktowany. Jednak żaden się nie zadeklarował jako jego przysięgły wróg - jednak wątpliwe, by ktoś to zrobił. 

Jeden z osadzonych przyznał, że w środowiskach przestępczych byli skazani, którzy mieli za złe bokserowi, że w jednej ze spraw dobrowolnie poddał się karze, co było postrzegane jako pójście na współpracę. Ale z kolei - u innych zdecydowanie budził uznanie.

Wśród osób z półświatka na uwagę zasługuje relacja mężczyzny, który działał w słynnym dopalaczowym gangu kierowanym przez Jana S. (tego, który miał zlecić zabójstwo ministra Zbigniewa Ziobry).

Mężczyzna ten zeznał, że słyszał nienawistne okrzyki wobec Kosteckiego więźniów przebywających w areszcie na Białołęce. Twierdził, że te wyzwiska pod adresem boksera pojawiały się przez około trzy dni. Jednak ustalono, że ten osadzony został przywieziony do na Białołękę 1 sierpnia po południu - a Kosteckiego już dzień później znaleziono martwego. Twierdzenia o "trzech dniach" obniżyły jego wiarygodność. Według śledczych ten świadek był umieszczony w celu odległej od celi boksera, więc powątpiewano, czy coś do niego dotarło.

Z kolei inni przesłuchani więźniowie twierdzili, że nie słyszeli, by ktoś wyzywał Kosteckiego.

- Czasami jak jest mecz, to słychać różne okrzyki - sugerowali. Jednak, co nie jest tajemnicą, środowiska przestępcze nie są skłonne do dzielenia się informacjami z śledczymi. 

Dawid Kostecki miał wielu wrogów, także wśród wysoko postawionych funkcjonariuszy służb. To po jego zeznaniach w 2012 roku - jak pisała "Rzeczpospolita" zaczął się kruszyć wieloletni układ policjantów dawnego CBŚ z Podkarpacia, z sutenerami z Ukrainy - Aleksiejem i Jewgienijem R. Bracia mają już wyroki, a policjanci, którzy mieli przez lata za łapówki roztaczali nad nimi parasol ochronny w ubiegłym roku trafili do aresztu pod zarzutami korupcji.

Rodzina boksera nie wierzy w samobójstwo. Umorzenie śledztwa nie jest prawomocne, a decyzja może być zaskarżona do sądu.

Przestępczość
Morderstwo Polaka w Szwecji. Aresztowano 17-latka
Przestępczość
Kolejny atak nożownika w Sydney. Zaatakował w kościele
Przestępczość
Kto zabił 39-latka polskiego pochodzenia? Gangi narkotykowe sieją postrach w Szwecji
Przestępczość
Chiny zalały Wielką Brytanię fałszywkami. Tym razem klienci moga mieć problemy
Przestępczość
Chcieli zarobić na medycznej marihuanie. Zasilili kasę międzynarodowego gangu