Jaki odniósł się w ten sposób do publikacji Onetu, z których wynika, że były już wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak miał inspirować internautkę, Emilię S., do prowadzenia działań mających na celu dyskredytację co najmniej 20 sędziów krytycznych wobec reform wymiaru sprawiedliwości prowadzonych przez PiS. Piebiak, a także jego współpracownik Jakub Iwaniec, mieli m.in. dostarczać internautce adresy, numery telefonów i informacje dotyczące życia osobistego sędziów.
- Sędziowie posądzani o prowadzenie akcji dyskredytowania temu zaprzeczają. Mówią, że te publikowane wiadomości są wyjęte z kontekstu, część z nich jest nieprawdziwa i że będą dochodzili, jak będzie naprawdę, w sądzie. Proszą, żeby dać im takie prawo - apelował w Polsat News Jaki.
Były wiceszef resortu sprawiedliwości dodał jednak, że "jeżeli doniesienia mediów ws. akcji dyskredytowania sędziów okażą się prawdziwe", to - jak mówił - "nie mieści mu się to w głowie". - Samo rzucenie takiego podejrzenia musi oznaczać dymisje i dobrze, że takie decyzje zostały podjęte - zaznaczył.
Jednocześnie jednak Jaki zwrócił uwagę, że media nie oburzały się, kiedy politycy opozycji promowali fanpage na Facebooku "Sok z Buraka" (zamieszczane są na nim materiały drwiące i ośmieszające obóz władzy). - Jeszcze jakiś czas temu ważne media III RP, które oburzają się na sędziego Piebiaka, broniły "Soku z Buraka". W jednym z wpisów Jarosław Kaczyński był zestawiony ze Stalinem i Hitlerem. W niektórych wpisach było atakowane moje dziecko. Jakoś wtedy nie widziałem takiego oburzenia - mówił Jaki.
Jaki bronił też połączenia funkcji ministra sprawiedliwości ze stanowiskiem prokuratora generalnego. Dodał, że rozdzielenie tych urzędów to marzenie "zorganizowanych grup przestępczych", ponieważ od momentu połączenia tych urzędów "przestępczość spada, a poczucie bezpieczeństwa rośnie".