Niejasności w oświadczeniach mogą skończyć się dla prezesa NIK utratą stanowiska oraz pięcioletnim więzieniem. CBA, które analizowało jego stan majątkowy, twierdzi, że wykazał majątek mniejszy nawet o 550 tys. zł, a do oświadczenia nie wpisał m.in. zakupu rzeźby i zaniżał wartość najmu kamienicy.
W sprawie aktualne jest pytanie, dlaczego luk i nieścisłości w dziesięciu kolejnych oświadczeniach Banasia służby nie wykryły wcześniej. Już 2,5 roku temu (w grudniu 2018 r.) posłowie PO Izabela Leszczyna i Janusz Cichoń alarmowali, że w majątku ówczesnego ministra finansów nie zgadza się m.in. powierzchnia działek i niska jest wartość z wynajmu kamienicy (40 tys. zł rocznie).
– Zapytaliśmy koordynatora służb i CBA, czy wiedzą o tych nieścisłościach i czy je sprawdzają. Odpowiedzieli, że „trwa analiza przedkontrolna oświadczeń majątkowych" Banasia i związku z pełnieniem przez niego funkcji podsekretarza i sekretarza stanu w Ministerstwie Finansów w latach 2015–2018. Po zakończeniu będą mogli coś powiedzieć – mówi nam posłanka Leszczyna.
Mimo wątpliwości PiS w sierpniu 2019 r. wystawił Banasia jako kandydata na stanowisko szefa NIK. Analiza CBA przeszła w kontrolę, a jej wyniki – dopiero teraz – w zarzuty. Te, które chce Banasiowi stawiać prokuratura, brzmią poważnie, zwłaszcza że dotyczą osoby, która piastowała stanowisko Generalnego Inspektora Informacji Finansowej i szefa KAS, która ściga przestępców finansowych i podatkowych.
Kłopoty z majątkiem prezesa NIK w ciągu ostatnich 20 lat mieli posłowie praktycznie każdej partii. Byli łapani na tym, że wypełniali oświadczenia majątkowe niechlujnie lub z błędami. Można złożyć korektę, by uniknąć zarzutów karnych – prezes Banaś nigdy tego nie zrobił, choć w jednym z ostatnich wywiadów przyznał: „nie obawiam się o swoją uczciwość, być może popełniłem zwykłe ludzkie błędy, za które przyjdzie mi odpowiedzieć przed niezależnymi sądami".