W wyniku starć, do których doszło pod budynkiem rządu (demonstrujący chcieli się do niego dostać), 17 policjantów wylądowało w szpitalu. Według Obywatelskiej Platformy DA, która zorganizowała protest, na ulicę mołdawskiej stolicy w niedzielę wyszło nawet 30 tys. ludzi. Tymczasem policja twierdzi, że protestujących było jedynie 5-7 tys.

Manifestanci domagali się dymisji rządu, rozwiązania parlamentu oraz przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych. Po starciu z policją, manifestanci ruszyli do domu, w którym mieści się apartament lokalnego oligarchy Włada Płachotniuka, którego oskarża się o korupcję na dużą skalę.

Według opozycji Płachotniuk wywiera ogromny wpływ na decyzje podejmowane przez premiera Pavla Filipa. W styczniu, gdy Filip został wybrany na szefa mołdawskiego rządu, w Kiszyniowie doszło do kilkudziesięciotysięcznych protestów. Wtedy manifestanci wdarli się do budynków rządu i parlamentu. Sytuacja się uspokoiła m.in. dzięki licznym apelom ze strony europejskich przywódców. Tym razem liderzy mołdawskiej opozycji zapowiedzieli kontynuację protestów po prawosławnej Wielkanocy, którą niebawem będą obchodzili mieszkańcy tego kraju.

Obywatele nieco ponad 3,5-milionowej Mołdawii przeżywają poważny kryzys polityczny od października ubiegłego roku, gdy w wyniku wotum nieufności upadł gabinet Valeriu Streleta. (został on oskarżony m.in. o korupcję). Tymczasem protesty przeciw władzom w Mołdawii trwały już od kwietnia. Powodem jest sprawa wyprowadzenia z krajowego systemu bankowego ok. 1,5 mld dolarów, która dotychczas nie została wyjaśniona.