Wirus zniknie, inwigilacja zostanie

W dyskusji między technologicznymi optymistami a pesymistami epidemia koronawirusa zdaje się z pozoru dostarczać całymi garściami argumenty tym pierwszym. Choć w nauczaniu na odległość polska edukacja stawia dopiero pierwsze kroki, nauczyciele zaczęli prowadzić zajęcia przez internet, szkoły w sieci zadają dzieciom lekcje, a uczniowie w domach przy komputerach się uczą. Rozmaite narzędzia pozwalają również ich rodzicom pracować, nie wychodząc z domu – choćby organizując telekonferencje. Eksperci wypowiadają się dla telewizji czy stacji radiowych, nie opuszczając swych mieszkań.

Aktualizacja: 17.04.2020 19:09 Publikacja: 17.04.2020 00:01

Wirus zniknie, inwigilacja zostanie

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Zobaczyliśmy w ostatnich dniach dziesiątki nowych aplikacji i pomysłów, jak wykorzystać czas kwarantanny. Cieszymy się, że technologie streamingu rozrywki są już na tyle dostępne, że nadrabiamy zaległości filmowe, serialowe czy płytowe.

Technologie okazały się też niezwykle pomocne dla osób wierzących. Parafie, zakony i kaznodzieje szybko dostosowali się do wymogów nowej sytuacji, więc można przebierać w transmisjach na żywo z różnych kościołów, do których chcieliśmy się wybrać. Msza święta z Jasnej Góry? Proszę bardzo! Msza konwentualna u krakowskich dominikanów? Żaden problem. Świetna msza dla dzieci ks. Marcina Żurka? 30 sekund, by wyszukać kanał parafii z warszawskiego Ursynowa. Pojęcie churchingu (wybierania sobie „fajnych" mszy) nabiera w czasie epidemii zupełnie nowego znaczenia. Podobnie jak pojęcie nowej ewangelizacji. Ponad 600 tys. wyświetleń wielkopostnej nauki o. Adama Szustaka w ciągu kilku dni? Coś, co wydawało się nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu, dziś staje się oczywistością.

Technologie wykorzystywane są również do walki z koronawirusem. Jak donoszą media, władze Korei Południowej za pomocą sztucznej inteligencji zestawiały ze sobą dane z geolokalizacji telefonów komórkowych, transakcji kartami i wielu jeszcze innych miejsc, by znajdywać wszystkie osoby, które miały kontakt z zakażonymi koronawirusem, choćby nieświadomy, poddać je testom i wysłać na kwarantannę. W ten sposób władze 50-milionowego kraju dość szybko zdusiły zarazę.

Jest jedno „ale". To wspaniałe, że władze firm, które zmieniły sposób, w jaki się komunikujemy i kupujemy, wydają dziś miliardy dolarów na cele charytatywne (współzałożyciel Twittera Jack Dorsey przeznaczył jedną trzecią swego majątku na walkę z koronawirusem). Mimo to problemy związane z tym, co Shoshana Zubow nazwała kapitalizmem nadzoru (czyli stworzeniem systemu gospodarczego opartego na zysku z pozyskiwania terabajtów danych na temat korzystających z technologii miliardów mieszkańców Ziemi), raczej nie znikną.

Nie tylko Korea, ale też wiele innych krajów tworzy koronaaplikacje, które mając na względzie bezpieczeństwo, gwałcą naszą prywatność. Dziś, gdy bezpieczeństwo i zdrowie wydają się nam najważniejsze, o tym nie myślimy. Wyrzekamy się swobód obywatelskich, prywatności, by pomóc walczyć z tym cholernym zarazkiem. Ale co się stanie, gdy stan wyjątkowy minie? Ktoś zauważył, że po 11 września przyzwyczailiśmy się do drakońskich antyterrorystycznych kontroli na lotniskach, po kolejnych zamachach oczywiste dla nas stały się kontrole przed wejściem do muzeów, a nawet niektórych kościołów. Z czym będziemy musieli się pogodzić, gdy skończy się epidemia koronawirusa? Ile rozwiązań inwigilacyjnych wielkie firmy i państwa będą chciały utrzymać, tłumacząc, że to wszystko dla naszego zdrowia? Czy dla zdrowia wyrzekniemy się już całkiem naszej prywatności i uznamy sojusz wielkich firm technologicznych, rządów i służb specjalnych – a więc coś, przed czym do niedawna ostrzegali tylko fanatycy prywatności – za coś zupełnie oczywistego?

Zobaczyliśmy w ostatnich dniach dziesiątki nowych aplikacji i pomysłów, jak wykorzystać czas kwarantanny. Cieszymy się, że technologie streamingu rozrywki są już na tyle dostępne, że nadrabiamy zaległości filmowe, serialowe czy płytowe.

Technologie okazały się też niezwykle pomocne dla osób wierzących. Parafie, zakony i kaznodzieje szybko dostosowali się do wymogów nowej sytuacji, więc można przebierać w transmisjach na żywo z różnych kościołów, do których chcieliśmy się wybrać. Msza święta z Jasnej Góry? Proszę bardzo! Msza konwentualna u krakowskich dominikanów? Żaden problem. Świetna msza dla dzieci ks. Marcina Żurka? 30 sekund, by wyszukać kanał parafii z warszawskiego Ursynowa. Pojęcie churchingu (wybierania sobie „fajnych" mszy) nabiera w czasie epidemii zupełnie nowego znaczenia. Podobnie jak pojęcie nowej ewangelizacji. Ponad 600 tys. wyświetleń wielkopostnej nauki o. Adama Szustaka w ciągu kilku dni? Coś, co wydawało się nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu, dziś staje się oczywistością.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Emilka pierwsza rzuciła granat
Plus Minus
„Banel i Adama”: Świat daleki czy bliski
Plus Minus
Piotr Zaremba: Kamienica w opałach
Plus Minus
Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Plus Minus
Chwila przerwy od rozpadającego się świata