Zobaczyliśmy w ostatnich dniach dziesiątki nowych aplikacji i pomysłów, jak wykorzystać czas kwarantanny. Cieszymy się, że technologie streamingu rozrywki są już na tyle dostępne, że nadrabiamy zaległości filmowe, serialowe czy płytowe.
Technologie okazały się też niezwykle pomocne dla osób wierzących. Parafie, zakony i kaznodzieje szybko dostosowali się do wymogów nowej sytuacji, więc można przebierać w transmisjach na żywo z różnych kościołów, do których chcieliśmy się wybrać. Msza święta z Jasnej Góry? Proszę bardzo! Msza konwentualna u krakowskich dominikanów? Żaden problem. Świetna msza dla dzieci ks. Marcina Żurka? 30 sekund, by wyszukać kanał parafii z warszawskiego Ursynowa. Pojęcie churchingu (wybierania sobie „fajnych" mszy) nabiera w czasie epidemii zupełnie nowego znaczenia. Podobnie jak pojęcie nowej ewangelizacji. Ponad 600 tys. wyświetleń wielkopostnej nauki o. Adama Szustaka w ciągu kilku dni? Coś, co wydawało się nie do pomyślenia jeszcze jakiś czas temu, dziś staje się oczywistością.
Technologie wykorzystywane są również do walki z koronawirusem. Jak donoszą media, władze Korei Południowej za pomocą sztucznej inteligencji zestawiały ze sobą dane z geolokalizacji telefonów komórkowych, transakcji kartami i wielu jeszcze innych miejsc, by znajdywać wszystkie osoby, które miały kontakt z zakażonymi koronawirusem, choćby nieświadomy, poddać je testom i wysłać na kwarantannę. W ten sposób władze 50-milionowego kraju dość szybko zdusiły zarazę.
Jest jedno „ale". To wspaniałe, że władze firm, które zmieniły sposób, w jaki się komunikujemy i kupujemy, wydają dziś miliardy dolarów na cele charytatywne (współzałożyciel Twittera Jack Dorsey przeznaczył jedną trzecią swego majątku na walkę z koronawirusem). Mimo to problemy związane z tym, co Shoshana Zubow nazwała kapitalizmem nadzoru (czyli stworzeniem systemu gospodarczego opartego na zysku z pozyskiwania terabajtów danych na temat korzystających z technologii miliardów mieszkańców Ziemi), raczej nie znikną.