Artur Wojtczak. Jak rodziło się polskie techno

Wczesne nagrania house'owe zdobywało się na pirackich kasetach. Stylistyka house totalnie zawładnęła moim sercem.

Publikacja: 11.12.2020 18:00

Artur Wojtczak. Jak rodziło się polskie techno

Foto: Reporter, Marek Kowalczyk

Moja przygoda z muzyką house i techno zaczęła się bardzo wcześnie – tak naprawdę chyba równo z narodzinami tych brzmień. Już jako dzieciak urodzony latach 70. bardzo lubiłem muzykę. W podstawówce na dyskotekach królowało wtedy dość tandetne (a dziś goszczące w setach wielu DJ-ów) italo disco i hi-NRG, ale w końcu usłyszałem coś, co od samego początku zwróciło moją uwagę i wzbudziło zachwyt ze względu na nowatorskość, chropowatość i nową rytmikę: acid house. Ta muzyka w socjalistycznej Polsce pojawiała się w bardzo niewielu miejscach: utwory house'owe i belgijski new beat grywał w swoich audycjach w Programie Drugim Polskiego Radia Bogdan Fabiański, który jest dziś zdecydowanie niedocenioną postacią tej sceny. Prowadzone przez niego programy (w Dwójce i Czwórce Polskiego Radia, później w Radiu Dla Ciebie) obfitowały w nowości – to tam usłyszałem po raz pierwszy Marshalla Jeffersona czy Inner City.

Wczesne nagrania house'owe zdobywało się wtedy na pirackich kasetach. Stylistyka house totalnie zawładnęła moim sercem – marzyłem wtedy, by tej muzyki było coraz więcej. W polskich mass mediach jednak nie było dla niej zbyt wiele miejsca, ponieważ kraj owładnięty był rockiem, i to przez dziesięciolecia.

Co jakiś czas jednak trafiały się smaczki: w późnych latach 80. powstała w „Na Przełaj" rubryka pod tytułem „Rap'n'House 4U" (autorem był nie kto inny jak Robert Leszczyński), pojawił się też obszerny artykuł o „drugim lecie miłości" i gorączce acid house w „Magazynie Muzycznym" (Roman Rogowiecki). Ciekawostką jest, że w tym samym numerze „Magazynu Muzycznego" (chyba z roku 1986) pojawił się także artykuł o debiutującym właśnie elektronicznym duecie Pet Shop Boys.

Jakieś 30 lat później w magazynie „Laif" ukazują się moje dwa artykuły: „Pet Shop Boys nie schodzą z tanecznego parkietu" i „House – ekstatyczna klubowa euforia". Historia pięknie zatoczyła koło.

Pamiętam też tekst o muzyce house, który pojawił się w tygodniku „Nowa Wieś". Trafiłem na niego dość przypadkowo i pomyślałem wówczas: za ile lat taka muzyka zacznie powstawać w Polsce?

Ta chwila przypomniała mi się w roku 2012, gdy – wertując angielski „Mixmag" – oglądałem podsumowanie najlepszych płyt roku. Za najlepszą składankę uznano wtedy Body Language zmiksowaną przez duet ze Szczecina Catz 'N Dogz.

New Alcatraz Undergroud i Parada wolności

Klasyczne podziemne imprezy house'owe początkowo nie były dla mnie dostępne ze względu na wiek (ale pamiętam, że już około 1988 roku odbywały się w łódzkim klubie Szafa).

Natomiast z rozbawieniem wspominam moment, gdy na szkolnej dyskotece w VIII LO w Łodzi, do którego uczęszczałem, wręczyłem kasetę DJ-owi (The Best of Deep House) i poprosiłem o zagranie tracków Li'l Louisa i Sueno Latino. Zagrał, ale po dwóch kawałkach wrócił do italo disco, mówiąc mi: „Fajne, ale ten cały house to muzyka jednego sezonu".

Lata studiów to już totalna fascynacja kulturą rave. Przesiadywanie przy Party Zone na MTV i pierwsze duże imprezy w Łodzi. Wtedy scena polska była raczej gatunkowo podzielona – każde miasto preferowało trochę inne brzmienia. W Łodzi grano głównie breakbeatowo (jungle, happy hardcore), w Warszawie było więcej house'u i techno, w Krakowie królowały jungle i garage.

Klubowa muzyka taneczna w Łodzi i regionie pojawiła się bardzo wcześnie i sporo imprez odbywało się w małych pubach i klubach już w końcówce lat 80., potem ich fala wzbierała. W sklepie Bla Bla przy Piotrkowskiej, w którym można było nabyć płyty, ciuchy i gadżety, spotykało się całe DJ-skie towarzystwo. Tutaj kupowało się bilety na najbliższe rave'y, zbierało ulotki, kupowało mixtape'y. Wszyscy czekali na kolejne wydarzenia hardcore'owej Amnesia Crew, która robiła największe i najbardziej oblegane imprezy z brytyjskim happy hardcore'em i bardziej darkside'owymi brzmieniami.

Największym i najważniejszym miejscem był oczywiście klub New Alcatraz, usytuowany w miejscu obecnego centrum Off Piotrkowska. W każdy weekend tańczyły tu prawdziwe tłumy, zawierane były przyjaźnie, nierzadko na całe życie. Oprócz brzmień breakbeatowych grane było również techno. Ważną postacią sceny był DJ Rebus, który w soboty grywał swoje sety z płyt w Radiu Manhattan, która to stacja lata później przekształciła się w Radio Eska. Z rozgłośni tej wyszły tak istotne dla klubowej sceny postacie jak Rafał Baran czy Marcin Ignaczak i to one wspierały promocję nowoczesnej muzyki technicznej w radiu (od trip-hopu po IDM i house), a potem współtworzyły Paradę Wolności i wielkie imprezy w Hali Sportowej.

Łódzka Parada Wolności (rozszerzona formuła New Alcatraz Welcome Back Party z 1996) była wielkim świętem muzyki tanecznej w Polsce. Wzorowana na berlińskiej Love Parade, ukazywała całą radość i potencjał tkwiące w tej muzyce. Tysiące klubowiczów, kilkanaście platform z muzyką: od UK hardcore po ostry gabber płynący z ciężarówki ekipy z Nowego Sącza. Parada powiązana była z konkursem DJ-skim pod patronatem Sony Music (w którego składzie jurorskim zasiadała między innymi Novika) oraz płytą Zakręcona Paczka.

Po imprezie ulicznej odbywała się wielka impreza w Hali Sportowej, w której występowały gwiazdy: od Josha Winka po Ratpack. Przez Paradę i imprezę główną przewinęli się w latach 1996–2002 tacy polscy DJ-e, jak Gigi, Bogusz Jr, Drwal, Dukee, Jaco, Jacek Sienkiewicz, Dooda, MK Fever.

Całe to święto techno – mimo że z perspektywy czasu może być oceniane jako trochę przaśne, pełne niedopatrzeń i porażające naiwnością ludzi z odkurzaczami na plecach – było wyrazem przemożnej fascynacji technicznymi brzmieniami.

Gros DJ-ów z tego czasu nadal kręci płytami w klubach bądź jest cenionymi producentami czy właścicielami labeli. Tak jest choćby ze, stojącym wtedy za kultowym breakbeatowym projektem Base Club, Martinem Deppem – szefem labelu Pogo House Records.

Imprezy po Paradach Wolności odbywały się w Hali Sportowej, w której na kilku scenach można było tańczyć do techno, jungle czy house'u. Rok 1998 był również czasem, gdy na parkietach królował speed garage i właśnie ta muzyka wypełniała jedną z hal.

Clubbing.waw.pl: Klub 55, Utopia, Piekarnia, On Off, Vinyl, 1500m2, Nowa Jerozolima

Już jako dziecko niosłem w sobie przeświadczenie, że będę mieszkał w Warszawie – miłość do muzyki tylko ten proces przyśpieszyła. W sercu miałem bowiem wciąż house'owe rytmy, udzielałem się na kultowym forum clubbing.waw.pl, bardzo wnikliwie śledziłem scenę światową, kupowałem sporo takich magazynów jak „Mixmag", „Raveline" czy „Groove". Po przeprowadzce z 20-tysięcznych Brzezin (w których notabene odbyła się kiedyś wielka – i jedna z pierwszych warehouse'owych – impreza z muzyką garage) do Warszawy bardzo szybko i naturalnie wszedłem w klubowe życie. Poznałem lokale, które albo już działały, albo właśnie powstawały – od Muzy, przez Utopię (znakomity cykl Divas in da House, dzięki któremu usłyszałem na żywo CeCe Peniston, Barbarę Tucker czy Michelle Weeks), po Piekarnię. Tutaj dzięki imprezom Detroit Zdrój w Klubie 55 na nowo pokochałem techno. Poznałem też cykl Hello Ghettoblaster (prowadzony przez nieżyjącego już Tomka „Kosakota" Kocińskiego) i kluby na Żurawiej: On Off – późniejszy Vinyl.

Każda impreza niosła ze sobą inne wibracje, część z nich przynosiła fascynacje nowymi brzmieniami lub nowe muzyczne znajomości. W ten sposób poznałem Rafała Grobla (Most Records), który ze swoją pierwszą ekipą Na Stare Milion grał znakomity US garage house w klubie Powiększenie.

Rewelacyjnie wspominam euforyczne imprezy ze świętującym wtedy triumfy 2-stepem/UK garage'em: najpierw w Klubie Dziennikarza (początek pierwszej dekady XXI wieku), a potem cykl Garażowe Lowe z Kaspem, Mią Twin, Sylwią Zarembską i Piotrem Miką (HHM, dziś Wixapol SA).

Kolektyw Hungry Hungry Models (Sylwia Zarembska i Piotr Mika) rozkręcał imprezy w powiślańskiej Jadłodajni Filozoficznej i Obiekcie Znalezionym. Poznałem ich w przełomowym dla mojego życia okresie. Wszedłem po raz pierwszy na ich imprezę w Klubie 55 w Pałacu Kultury i Nauki, w którym grali dla wypełnionej po brzegi sali – bardzo dobra selekcja nagrań, złoty czas fidget house'u, a jako wisienka na torcie mojego zadowolenia: klasyk Dreamer Livin' Joy, który podkręcił szał na parkiecie. Ale najlepsze harce z HHM nastąpiły później – na imprezie plenerowej przy barze Warszawa Powiśle. Nie pomnę, kto jeszcze wtedy grał, ale to wydarzenie zapisało się w pamięci wielu. Upalne lato w mieście, głośniki wystawione na zewnątrz, ludzie tańczący na trawie i stołach, wycieczki do sklepów nocnych, świdrujący bas i uśmiechy na twarzach. A potem policja niczym z teledysku Daft Punk Revolution 909 („Stop the music and go home!"). Dziś HHM przekształcili się w Wixapol SA i gabberowo atakuje z powodzeniem całą Polskę. Nowa formuła, nowe przeżycia – ja im ciągle wierzę.

Kluby, które odcisnęły chyba największe piętno na moim życiu, to 1500m2 i Nowa Jerozolima. Ich wkład w rozwój tej kultury jest zwyczajnie nie do przecenienia, oba były znakomitymi przykładami undergroundowych miejscówek, w których tańczysz i wyglądasz, jak chcesz. To były kluby rodzinne, znałeś tam co drugą osobę tańczącą obok co najmniej z rozmowy czy papierosa palonego na zewnątrz. Uśmiechnięci, bezpretensjonalni ludzie, przyjaciele z parkietu – taka była właśnie klientela 1500m2 i Nowej Jerozolimy. Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy stali za tworzeniem tych miejsc i imprez w nich: Michał Brzozowski, Tika Milano, Kacper Ponichtera, Kuba Sobczak (Warsaw Calling), MAL i inni.

Dzięki Szymonowi Tomasikowi (Hanna Bernard) i Simonowi Mattsonowi ukończyłem kiedyś kurs DJ-ingu (projekt Alternative Dance), ale los szybko popchnął mnie w kierunku pisania o muzyce, zamiast jej grania. Rozpocząłem współpracę z portalami muzycznymi: Music Is, Laif, Id Polska, Electronic Beats, Noizz. Przeprowadziłem choćby bardzo wiele wywiadów z polskimi i zagranicznymi tuzami sceny klubowej: od Seba Skalskiego, Nobisa, menedżerów klubów Luzztro, Smolna czy Nowa Jerozolima i 1500m2, aż po takie legendy jak Armand Van Helden, Miss Kittin, Fatboy Slim, David Morales czy Hercules & Love Affair.

Polscy producenci: House-nation Poland i Clubland Polska

Obserwując polską scenę taneczno-producencką od jej początków (kto pamięta wczesne nagrania Tubylców Betonu, T-34, Xrave czy D-Nation albo Nazara?), postanowiłem jak najmocniej wspierać polskich artystów medialnie. Widziałem, jak bardzo ten obszar jest u nas zaniedbany. W ten sposób stworzyłem autorskie cykle przeglądów nowości klubowych z polskiej sceny House-Nation Poland na Musicis.pl oraz Clubland Polska na Electronicbeats.pl. Omawiałem w nich single, epki i albumy wyłącznie polskich producentów – od garage i house po dub-techno. Wśród artystów, o których pisałem (i nadal piszę), byli dotąd między innymi: Marcin Krupa, Seb Skalski, Mr Spring, Seltron 400, Michał Wolski, Kuba Sojka, Gogan, Szkatulski & Kosmalski (Fess), A_GIM, bshosa, 4Tek, Holiday 80, Martin Depp, Deas czy Tomasz Guiddo.

Rosnąca polska scena, artyści, którzy wydają swoją muzykę na całym świecie, napawają mnie prawdziwą dumą. Czuję ogromną radość i wzruszenie, gdy słyszę kolejne wieści o sukcesach AM2PM (z polską wokalistką Alec Sun Drae, której wcześniejsze nagrania można znaleźć choćby na płycie Pepsi Faza). Gra live acty na Ibizie w cyklu Let There Be House, w audycji legendarnego Pete'a Tonga, czy produkuje remiks, który zostaje numerem jeden tanecznej listy amerykańskiego „Billboardu". Ludzie, w których wierzę, rozumieją kulturę taneczną tak samo jak ja, żyją dla niej i trwają na scenie niezmiennie od wielu lat – cytując wspomnianą Olę Kur (Alec Sun Drae): „House is what we love and do!".

Legendarny Instytut jako imprezowa wizytówka Warszawy

Na moją pasję – polską scenę muzyki klubowej – niebagatelny wpływ ma cykl imprez, który urósł do rangi osobnego fenomenu: Instytut. Techniczne rave'y w Instytucie Energetyki to od niemal 20 lat kultowe wydarzenia dla polskiej sceny techno. Związani ze stołecznym środowiskiem klubowym Iwona Korzybska, Joanna Wielkopolan i Gerhard Derksen organizowali undergroundowe imprezy z muzyką house i techno już w latach 90., między innymi w klubie W5. Po wizycie na holenderskim festiwalu Awakenings postanowili zrobić podobny wielki rave w Polsce. Po długim okresie poszukiwań odpowiedniej miejscówki znaleźli Instytut Energetyki przy ulicy Mory 8. Magiczne, unikalne na cały świat miejsce gościło przez lata najlepszych DJ-ów: od Jeffa Millsa, przez Luke'a Slatera, Jamesa Ruskina, po Chrisa Liebinga i Richiego Hawtina. Wszyscy artyści, którzy grali na Instytucie, byli zachwyceni lokalizacją, futuryzmem i brutalistyczną architekturą budynków oraz oczywiście uzyskiwanym w hali dźwiękiem. Znakomita opinia o unikalności Instytutu niesie się w środowisku DJ-skim od dawna. Podczas wywiadu z Iwoną Korzybską dla magazynu „Laif" zrodziła się między nami wielka przyjaźń – z tych na całe życie.

Iwona wkłada wiele miłości w to, co robi – imprezy te rodzą się nie z arkuszy Excela, ale z serca. Rozmawiając, zgodziliśmy się co do naszej wizji Warszawy jako miejsca, które może być przyszłością europejskiego clubbingu. Mamy fajne kluby, utalentowanych DJ-ów i producentów, tanie loty do polskiej stolicy z większości miast Unii. Warszawa jest relatywnie tanim miastem z szeregiem atrakcji: świetnymi muzeami, zielenią, Wisłą, która żyje latem, niezwykle zróżnicowaną gastronomią. Ja sam na fali euforii wokół Instytutu również odniosłem sukces: byłem pierwszym Polakiem, który opublikował artykuł w „Mixmagu" (właśnie o Instytucie, w grudniu 2016 roku). W 2017 roku o historii Instytutu napisałem też po raz pierwszy dla bardzo popularnego portalu Onlytechno.net. Potem pojawiły się kolejne moje publikacje zagraniczne, gdy zająłem się promowaniem takich klubów jak Smolna czy Luzztro i moje newsy pojawiały się w „Faze", „Clubbing Spain", „Techno Germany" czy „Techno Station". W 2018 roku zostałem oficjalnie mianowany przez „Mixmag" „ich człowiekiem w Polsce" – od tamtej pory informuję o aktualnych zjawiskach, trendach i nowościach w naszym kraju. Biorę też udział w dorocznym głosowaniu Mixmag Poll, podsumowującym dany rok.

Instytut Festival Music & Art, którego byłem rzecznikiem prasowym przez pierwsze dwie edycje, zgodnie z moimi przewidywaniami przyczynił się do ogromnego wzrostu zainteresowania polską sceną na świecie. Co 10. osoba odwiedzająca festiwal przyjechała do Modlina z zagranicy. Przed festiwalem pojawiły się wywiady i artykuły o imprezie praktycznie na całym świecie: od Australii i Niemiec po Hiszpanię, Anglię i Holandię. Pisały o nas magazyny muzyczne i lifestyle'owe: „DJ Mag", australijskie „The Partae", „Resident Advisor", „Metro Amsterdam", „The Guardian".

Pojawiły się też przygotowane przez nas specjalne przewodniki typu „10 miejsc, które musisz odwiedzić w Warszawie podczas Instytut Festivalu".

Tekst o Instytucie na łamach renomowanego „DJ Mag" spotkał się z tak wielkim zainteresowaniem czytelników, że redakcja zwróciła się z prośbą o materiały filmowe i sama wyprodukowała krótki filmik na temat Instytutu, jego promotorów i historii. Czegoś podobnego nie było nigdy wcześniej!

Historia klubowej kultury w Polsce wciąż się pisze i jestem przekonany, że kultura ta rozwijać będzie się bardzo prężnie, a ja nadal będę o niej pisał... i rave'ował. Bo – jak to ujął Chris Lowe z Pet Shop Boys w wywiadzie dla magazynu „Groove": „Clubbing nie jest kwestią wieku. Jestem jak Disco Sally – umrę kiedyś na parkiecie".

* * *

Artur Wojtczak – ambasador kultury klubowej w Polsce, dziennikarz freelancer, związany między innymi z magazynami: „Electronic Beats Polska" (redaktor prowadzący), Muno.pl, „Laif", Noizz, Rytmy. Pisuje felietony na temat nowości z polskiej sceny klubowej dla „House-Nation Poland" oraz „Clubland Polska". Przeprowadził wywiady z najważniejszymi postaciami sceny house i techno: od Davida Moralesa, przez Armanda Van Heldena, Ellen Allien, po Miss Kittin i Fatboy Slima. Publikuje również za granicą, między innymi dla najstarszego magazynu o muzyce tanecznej „Mixmag" (Wielka Brytania), Pulse Radio i Only Techno. Członek Akademii Fonograficznej przyznającej nagrodę Fryderyk. Rzecznik prasowy i Communications Director Instytut Festivalu

Fragment książki „30 lat polskiej sceny techno" pod redakcją Radosława Tereszczuka, Łukasza Krajewskiego i Artura Wojtczaka, która ukazała się nakładem wydawnictwa Krytyka Polityczna

Tytuł pochodzi od redakcji

Moja przygoda z muzyką house i techno zaczęła się bardzo wcześnie – tak naprawdę chyba równo z narodzinami tych brzmień. Już jako dzieciak urodzony latach 70. bardzo lubiłem muzykę. W podstawówce na dyskotekach królowało wtedy dość tandetne (a dziś goszczące w setach wielu DJ-ów) italo disco i hi-NRG, ale w końcu usłyszałem coś, co od samego początku zwróciło moją uwagę i wzbudziło zachwyt ze względu na nowatorskość, chropowatość i nową rytmikę: acid house. Ta muzyka w socjalistycznej Polsce pojawiała się w bardzo niewielu miejscach: utwory house'owe i belgijski new beat grywał w swoich audycjach w Programie Drugim Polskiego Radia Bogdan Fabiański, który jest dziś zdecydowanie niedocenioną postacią tej sceny. Prowadzone przez niego programy (w Dwójce i Czwórce Polskiego Radia, później w Radiu Dla Ciebie) obfitowały w nowości – to tam usłyszałem po raz pierwszy Marshalla Jeffersona czy Inner City.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami