Gdy pod koniec maja rozmawiałem w Berlinie z politykami i ekspertami, usłyszałem, że plan rządzącej koalicji jest prosty: aby zatrzymać marsz po władzę skrajnie prawicowej AfD, trzeba uderzyć w społeczne podstawy jej popularności.
Presja migracyjna z Niemiec będzie narastać wraz z popularnością AfD
Co to oznacza? Że interesy Berlina i Warszawy będą w najbliższym czasie – i chodzi tu raczej o miesiące i lata, niż godziny i dni – rozbieżne. Rządząca większość w Bundestagu będzie chciała więc pokazać swoją skuteczność, odsyłając jak najwięcej nielegalnych migrantów do krajów sąsiednich – wszak Niemcy nie mają lądowej granicy z żadnym z krajów spoza Unii Europejskiej. To zaś oznacza, że z punktu widzenia prawa UE wszyscy nielegalni migranci musieli przyjechać z innych krajów Unii. Choć – jak zauważył w swojej książce Rafał Trzaskowski – gdy potrzebowali rąk do pracy, sami apelowali o łamanie unijnych zasad migracyjnych, zapraszając migrantów, by przez inne kraje prosto do Niemiec jechali.
Faktem jednak jest, że presja migracyjna ze strony Berlina będzie rosnąć. Nie jest to żadna wiedza tajemna. Polityka rządu Niemiec jest oczywista od wielu miesięcy. Mimo to, nasze państwo wygląda na trochę zaskoczone sytuacją na zachodniej granicy. A wykorzystują to politycy prawicy, organizujący bojówki, które mają „pilnować granicy”.