Rząd otrzymał w środę cios na jednym z tych nielicznych pól, które należą do jego mocnych stron – czyli w kwestii polityki zagranicznej. Wizerunkową wpadkę zaliczył, w dużej mierze na własne życzenie – brak komunikacji między Kancelarią Premiera a Kancelarią Prezydenta, spowodowany polityczną zimną wojną Donalda Tuska z Karolem Nawrockim, doprowadził w obozie rządowym do błędnego założenia, że skoro to Tusk reprezentuje Polskę na wideokonferencji z udziałem europejskich przywódców, to również polski premier będzie uczestniczył w późniejszej wideokonferencji z Donaldem Trumpem. W efekcie rzecznik rządu Adam Szłapka wykreował rzeczywistość alternatywną, a PiS i obóz Nawrockiego mogli tryumfować, ponieważ powstało wrażenie, że rządzący nie do końca panują nad sytuacją. Wrażenie to wzmocniła poranna wypowiedź Cezarego Tomczyka, który w Polsat News pytał retorycznie „gdzie w sprawie Ukrainy jest Karol Nawrocki” w przededniu szczytu na Alasce. Minęło kilka godzin i okazało się, że Nawrocki jest w samym centrum wydarzeń, a Donald Tusk musi gasić kolejny wizerunkowy pożar.
Donald Tusk chciał pokazać, że Karol Nawrocki nie jest zawodnikiem najcięższej politycznej wagi
Na tłumaczeniu się jednak nie skończyło. W sytuacji, w której administracja USA dała wyraźny sygnał, że nad Wisłą partnerem do dyskusji jest dla niej w pierwszej kolejności prezydent, premier został zmuszony do zweryfikowania swojego podejścia do relacji z prezydentem. Dotychczas szef rządu robił wiele, by stosować polityczne bypassy i pomijać prezydenta, z którym kontakty mieli utrzymywać ze strony rządu ministrowie obrony czy spraw zagranicznych, ale nie Tusk. Z jednej strony był to ukłon w kierunku twardego elektoratu KO, dla którego Nawrocki jest niemal uzurpatorem wobec wciąż żywych po tej stronie emocji związanych z liczeniem głosów w wyborach prezydenckich. Z drugiej – było to osłabianie pozycji nowej głowy państwa, która przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi staje się ważną figurą na politycznej szachownicy i potężnym atutem prawej strony w podkopywaniu fundamentów rządu Tuska. Premier ewidentnie chciał ustawić relacje w taki sposób, by sugerować, że prezydent nie jest zawodnikiem najcięższej politycznej wagi i dlatego można traktować go z pewną nonszalancją.
Czytaj więcej
I tak źle, i tak niedobrze. Jak prezydenta Karola Nawrockiego „nie było” i nie wykorzystywał swoi...
Okazało się jednak, że była to strategia umiarkowanie rozsądna – bo doprowadziła do sytuacji, w której Tusk udaje się w czwartek do politycznej Canossy. To on musiał ostatecznie poprosić o spotkanie z Karolem Nawrockim, to on pojawi się w Pałacu Prezydenckim jako ten, który musi przepraszać się z głową państwa.