Nie premier Donald Tusk, ale prezydent Karol Nawrocki reprezentował Polskę podczas telekonferencji zorganizowanej przez Donalda Trumpa z europejskimi liderami. Tym samym błyskawicznie odpowiedział na krytykę, że przed szczytem Trumpa z Putinem na Alasce nie potrafi wykorzystać swoich kontaktów z amerykańskim prezydentem, którymi chwalił się w kampanii wyborczej. A w tym duchu krytykowali go ważni politycy PO, jak np. wiceszef MON, Cezary Tomczyk, pytający w studiu Polsat News „gdzie jest prezydent?” i sugerujący, że zmuszenie Ukrainy do kapitulacji będzie porażką Karola Nawrockiego.
Czy to dobrze, że prezydent Karol Nawrocki zastąpił Donalda Tuska w rozmowie z Donaldem Trumpem?
Niestety – i tak źle, i tak niedobrze. Jak prezydenta „nie było” i jak nie wykorzystywał swoich kontaktów z Trumpem, to był krytykowany za małą aktywność zagraniczną. A jak wkroczył do akcji, przejął odpowiedzialność za politykę międzynarodową, to jest krytykowany za to, że to nie jego rola, że na nieobecności premiera Tuska w tak ważnej rozmowie Polska może tylko stracić, a tak w ogóle, jakie Nawrocki ma kompetencje, by w ogóle siadać do stołu w tak kluczowych sprawach…
Tu odbędą się rozmowy Donalda Trumpa z Władimirem Putinem w sprawie pokoju na Ukrainie
Ale naprawdę trudno nie zauważyć, że prezydentem jest ledwo od tygodnia, więc rozmowa z Donaldem Trumpem to jego wielki sukces. I pokazuje, że rzeczywiście cieszyć się musi u amerykańskiego prezydenta sympatią. A zarazem dobrze by było, żeby sprawy bezpieczeństwa Polski i całego regionu były załatwiane na gruncie ponadpartyjnego konsensusu, a przynajmniej w ramach bliskiej współpracy ośrodków władzy. I jeśli czegoś powinniśmy oczekiwać od klasy politycznej – to, by nie robiła z kontaktów z USA politycznych igrzysk w kraju.