Dujszebajew po raz pierwszy miał okazję pracować z reprezentacją Polski tydzień przed turniejem kwalifikacyjnym w sopocko-gdańskiej Ergo Arenie. Rewolucji nie robił – z dwunastki, która grała pod ręką Michaela Bieglera w niedawnych mistrzostwach Europy, tylko kilku odeszło, wrócili do kadry Marcin Wichary, Andrzej Rojewski i (po czterech latach przerwy) Mateusz Jachlewski, pojawił się jeden debiutant, obrotowy Mateusz Kus.
Turniej kwalifikacyjny przebiegł tak, jak chcieli polscy kibice: Macedonia pokonana 25:20, Chile 35:27 i, po nieco zaskakującej porażce Macedonii z Tunezją, awans został osiągnięty.
Ostatni mecz Polska – Tunezja miał jednak pewne znaczenie – zwycięzcy turnieju kwalifikacyjnego w Polsce otrzymują miejsce w pierwszym koszyku podczas losowania grup olimpijskich. Inaczej mówiąc, w grupie w Rio nie trafiają na obecnych mistrzów świata i mistrzów olimpijskich z Londynu – Francuzów. Dzięki zwycięstwu 28:24 z Tunezyjczykami Polakom nie będzie to więc grozić.
Trener Dujszebajew nie jest z tych, którym każdy sukces się podoba. Po pierwszym meczu narzekał na skuteczność polskiego ataku, po drugim na obronę. Nawet sprawne załatwienie kwestii awansu nie wywołało u niego euforii. – Przed niedzielnym meczem o pierwsze miejsce z Tunezją chcieliśmy wygrać z Chile ośmioma bramkami, bo wtedy remis dawał nam pierwsze miejsce w turnieju. Świętować start w Rio będziemy po trzecim spotkaniu – mówił do dziennikarzy w sobotę.
– Awans jest przede wszystkim zasługą poprzedniego selekcjonera Michaela Bieglera. To on zdobył brązowy medal MŚ w Katarze, to dzięki temu medalowi zorganizowaliśmy turniej kwalifikacyjny w Polsce i mieliśmy tych, nie innych rywali – dodał Dujszebajew i przypomniał, że najpierw musi budować mocną drużynę na dwa czerwcowe mecze z Holandią w eliminacjach do MŚ we Francji (odbędą się w styczniu 2017 roku).