Przypomniał mi się film Kena Loacha „Whisky dla aniołów" o chłopaku z Glasgow, odpowiedniku naszych dresiarzy, żyjącym wśród podobnych sobie, karanych za drobne występki. Sąd znów go skazał na prace społeczne, ale tym razem spotyka kuratora, który tę pracę traktuje poważnie i nie stawia krzyżyka na podopiecznych. Rozmawia z nimi, interesuje się tym, jak żyją, i pokazuje, że można inaczej. Jest koneserem whisky, więc zabiera swoją grupę na degustację. Okazuje się, że podniebienie głównego bohatera wyczuwa subtelności najlepszych trunków. A to może mu pozwolić na karierę w branży – pod warunkiem że zerwie z przeszłością.
Czytaj też: Kuratela sądowi - co chce zmienić resort Ziobry
To bodziec dla chuligana z przedmieścia, który ma motywację, by się zmienić. Czy wykorzysta szansę? Kto nie widział filmu, niech się przekona i doceni wysiłki kuratora, który – choć wkoło widzi zło – zakłada, że ludzie są dobrzy.
Czy u nas tacy kuratorzy istnieją? Zapewne, choć na co dzień o tym nie słyszymy, bo to praca niewdzięczna. Głośno robi się o niej głównie, kiedy któryś nie dopełni obowiązków i wszystko kończy się tragicznie. Obawiam się też, że w Polsce kurator, który zaprowadzi podopiecznych na degustację alkoholi, mógłby się raczej doczekać zarzutu ich rozpijania niż pochwały. Czasem jednak warto skorzystać z niekonwencjonalnych rozwiązań.
Tym bardziej że w ostatnich latach ubywa im pracy, bo sądy wymierzają mniej kar w zawieszeniu. Spadła też liczba dozorów, nad których wykonywaniem czuwają kuratorzy społeczni. Instytut Wymiaru Sprawiedliwości zakłada, że w ciągu najbliższych dwóch–trzech lat mogą się okazać w ogóle niepotrzebni – zostaną sami zawodowi, których służba też nie należy do łatwych, gdy brak realnego wsparcia ze strony sądu czy psychologa.