W piątek ma się odbyć kolejny już Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Akcja zapowiadana jest hasłami „Protest Tysięcy Miast", „Nie damy sobie zabrać przyszłości", ma być prowadzona w ok. 60 miastach w Polsce i tysiącach na całym świecie.

W mediach społecznościowych zarażona entuzjazmem młodzież cały czwartek organizowała się na manifestacje, które mają odbyć się w czasie lekcji. Wszyscy chcemy oddychać lepszym powietrzem, jeść nieskażoną żywność. To nie podlega dyskusji. I pewnie ta idea przyświeca MSK. Ale mam wrażenie, że spowija go aura tajemniczości. Akcja nie ma strony internetowej. Nikt nie wie, kto jest organizatorem, skąd płyną fundusze i kto ją reklamuje. Jedyny polski ślad można znaleźć w mediach społecznościowych. To ogólna odezwa, „o co walczymy". Jest też link do strony, gdzie zbierane są pieniądze na wydarzenie. Zrzutkę zarejestrowała warszawska licealistka. Kiedy pytam ją – odpowiada, że są ruchem społecznym, nieformalnym kolektywem bez zarządu, koordynują się spontanicznie z innymi kolektywami w innych krajach. Nie odmawiam młodej osobie szlachetnego zapału i wiary. Trudno jednak uwierzyć, że ogólnoświatowa akcja nie ma oprawy instytucjonalnej, zwłaszcza że odbywa się cyklicznie, jest koordynowana pod względem czasu i postulatów. Trop tylko na chwile prowadzi do słynnej młodej Szwedki Grety Thunberg protestującej w obronie klimatu i globalnej inicjatywy Fridays for Future, która ma być inspiracją dla młodzieży z całego świata. Powiązanie tych dwóch inicjatyw nadal jednak nie daje odpowiedzi, kto formalnie organizuje akcję.

Czytaj także: Protesty Młodzieżowego Strajku Klimatycznego w całej Polsce

Tajemnicze są też postulaty. „Żądamy prowadzenia polityki klimatycznej w oparciu o aktualne stanowisko nauki". „Wzywamy rząd polski, by oficjalnie uznał katastrofę klimatyczną poprzez ogłoszenie stanu kryzysu klimatycznego".

Co się kryje pod tymi ogólnikami? Nie wiadomo. Byłoby cenne, aby młodzi ludzie wiedzieli, pod jakim sztandarem i o co konkretnie walczą.