Choćby minister zrobił jeszcze sto śniadań prasowych, otworzył kolejnych sto konferencji, w trakcie których chwaliłby się nieistniejącymi postępami w przywracaniu praworządności, i tak nie zmieni to obiektywnych faktów. A one są takie, że chaos w sądach postępuje w tempie geometrycznym, zaś niekorzystne zmiany w ustawach karnych, cofających polską karnistykę do anachronicznego modelu z poprzedniej totalitarnej epoki, utrwalają się na salach sądowych.
Poza narracyjna przybrana przez ministra Adama Bodnara zdaje się zakładać, że liczy się nie tyle rzeczywistość, ile opowieść o niej. Ten iście baudrillardowski symulakr nie jest jednak w stanie na trwałe zakorzenić się w odbiorze społecznym, w sytuacji gdy entropia chaosu w sądach nieubłaganie rozszerza się niczym po wielkim wybuchu.
I tu już naprawdę nie chodzi o tzw. możliwości polityczne, związane z koniecznością uzyskania podpisu pod projektami ustaw urzędującego jeszcze wciąż prezydenta. W istocie bowiem oprócz propozycji nowelizacji ustawy o KRS, żaden z projektów pakietu nazwanego „przywracaniem ładu konstytucyjnego” nie został wniesiony nawet pod obrady Sejmu.
Działania ministra Bodnara skutkują dalszym naruszeniem bezpieczeństwa prawnego stron postępowań
Należy jednak starannie odróżnić od siebie brak działań zmierzających do poprawy sytuacji związanej z konsekwencjami orzekania sędziów nominowanych na swe stanowiska wadliwie po 2018 r., od kierunkowych działań ministra sprawiedliwości, które skutkują dalszym naruszeniem bezpieczeństwa prawnego stron postępowań sądowych.
Oto bowiem od kilku miesięcy można zaobserwować aktywność ministra sprawiedliwości polegającą na delegowaniu neosędziów do sądów wyższej instancji. Tak, neosędziów! Najczęściej delegacje te dotyczą skierowania wadliwie powołanych sędziów orzekających w sądach okręgowych do sądów apelacyjnych (takie przypadki są np. w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu).