Piotr Mgłosiek: Minister sprawiedliwości powiększa bezprawie w sądach

Znakiem rozpoznawczym obecnego szefa resortu sprawiedliwości stało się spowalnianie pożądanych i zarazem niezbędnych dla usunięcia chaosu prawnego zmian. To jest stempel jego półtorarocznej obecności w gmachu przy Al. Ujazdowskich.

Publikacja: 15.07.2025 04:43

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar przed posiedzeniem rządu

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar przed posiedzeniem rządu

Foto: PAP/Leszek Szymański

Choćby minister zrobił jeszcze sto śniadań prasowych, otworzył kolejnych sto konferencji, w trakcie których chwaliłby się nieistniejącymi postępami w przywracaniu praworządności, i tak nie zmieni to obiektywnych faktów. A one są takie, że chaos w sądach postępuje w tempie geometrycznym, zaś niekorzystne zmiany w ustawach karnych, cofających polską karnistykę do anachronicznego modelu z poprzedniej totalitarnej epoki, utrwalają się na salach sądowych.

Poza narracyjna przybrana przez ministra Adama Bodnara zdaje się zakładać, że liczy się nie tyle rzeczywistość, ile opowieść o niej. Ten iście baudrillardowski symulakr nie jest jednak w stanie na trwałe zakorzenić się w odbiorze społecznym, w sytuacji gdy entropia chaosu w sądach nieubłaganie rozszerza się niczym po wielkim wybuchu.

I tu już naprawdę nie chodzi o tzw. możliwości polityczne, związane z koniecznością uzyskania podpisu pod projektami ustaw urzędującego jeszcze wciąż prezydenta. W istocie bowiem oprócz propozycji nowelizacji ustawy o KRS, żaden z projektów pakietu nazwanego „przywracaniem ładu konstytucyjnego” nie został wniesiony nawet pod obrady Sejmu.

Działania ministra Bodnara skutkują dalszym naruszeniem bezpieczeństwa prawnego stron postępowań

Należy jednak starannie odróżnić od siebie brak działań zmierzających do poprawy sytuacji związanej z konsekwencjami orzekania sędziów nominowanych na swe stanowiska wadliwie po 2018 r., od kierunkowych działań ministra sprawiedliwości, które skutkują dalszym naruszeniem bezpieczeństwa prawnego stron postępowań sądowych.

Oto bowiem od kilku miesięcy można zaobserwować aktywność ministra sprawiedliwości polegającą na delegowaniu neosędziów do sądów wyższej instancji. Tak, neosędziów! Najczęściej delegacje te dotyczą skierowania wadliwie powołanych sędziów orzekających w sądach okręgowych do sądów apelacyjnych (takie przypadki są np. w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu).

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Ziobrowe prawo trzyma się mocno. Dlaczego resort Bodnara wstrzymuje zmiany

Nie sposób zracjonalizować takiego postępowania. Szczególnie gdy się zważy, iż od początku pełnienia ministerialnej funkcji Adam Bodnar konsekwentnie nie ogłasza konkursów na wakaty sędziowskie w sądach wyższych instancji. Uzasadnieniem takiego kroku są wątpliwości wynikające właśnie tak ze statusu neosędziów, jak i składu neo-KRS, wskazane już wielokrotnie w orzeczeniach trybunałów międzynarodowych, europejskich oraz sądów krajowych. By nie powiększać chaosu, szczególnie po pilotażowym wyroku ETPC Wałęsa vs. Polska (zapoczątkował konieczność zawieszania spraw wpływających do strasburskiego trybunału, w których orzekali neosędziowie) minister sprawiedliwości uznał, że do momentu weryfikacji statusu wadliwie powołanych sędziów oraz wyboru KRS w zgodzie z ustawą zasadniczą, konkursy na wyższe stanowiska sędziowskie nie powinny się odbywać.

Nie był jednak w swym postanowieniu konsekwentny, skoro obecnie zapadają w Ministerstwie Sprawiedliwości decyzje o wspomnianym delegowaniu neosędziów głównie z sądów okręgowych do sądów apelacyjnych. Nie trzeba dodawać, iż szczebel apelacyjny to istotny poziom sądownictwa powszechnego, na którym zapadają prawomocne wyroki w najważniejszych sprawach toczących się przed wymiarem sprawiedliwości. Przy czym nie wszystkie objęte są możliwością wniesienia kasacji do Sądu Najwyższego.

Delegacje do wyższych instancji zawsze były formą nagrody oraz zapowiedzią awansu dla sędziego. Decyzje w tym przedmiocie ministra sprawiedliwości z jednej strony są zatem całkowitym zaprzeczeniem jego dotychczasowego stanowiska w kwestii neosędziów, a z drugiej w istotny sposób realnie powiększają chaos w wymiarze sprawiedliwości. Bez komentarza pozostawię etyczny aspekt działania ministra sprawiedliwości w tym przedmiocie, sprowadzający się do nagradzania osób, które w celu zaspokojenia własnych ambicji zawodowych, poprzez wcześniejszy akces w bezprawnych procedurach awansowych, spowodowały bezprecedensowy kryzys systemu wymiaru sprawiedliwości.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara

Praworządność wiąże się też z odpowiednią regulacją. Co z reformą kodeksu karnego?

Ale praworządność to nie tylko zagadnienia związane z właściwym ukształtowaniem ustroju sądów i eliminacją wątpliwości dotyczących statusu sędziów wadliwie powołanych na stanowiska po 2018 r. Praworządność to także odpowiednia regulacja systemu prawa materialnego i procesowego. W obszarze prawa karnego musi być ona emanacją zasad współczesnej myśli karnoprawnej, opartej na zasadach indywidualizacji odpowiedzialności karnej, resocjalizacji sprawcy, kontradyktoryjności procesu karnego wyrażonej równouprawnieniem jego stron, poszanowania niezawisłości sędziowskiej przy właściwym ukształtowaniu sposobu reakcji karnoprawnej.

Reklama
Reklama

Zasady te zostały skutecznie wyeliminowane przez kolejne nowelizacje kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego, dokonane z inicjatywy poprzedniego ministra sprawiedliwości. Gdy powołana przez prof. Adama Bodnara Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego zaczęła działać w kwietniu zeszłego roku, wydawało się, iż dni szkodliwych rozwiązań cofających prawo karne do okresu prawa i procesu totalitarnego, są policzone. Szczególnie że prof. Bodnar jako rzecznik praw obywatelskich krytycznie wypowiadał się o wprowadzonych wówczas do kodeksu karnego rozwiązaniach.

Biorąc udział w pracach jednego z podzespołów Komisji Kodyfikacyjnej obserwowałem, jak w ciągu zaledwie kilku miesięcy intensywnych analiz, został wypracowany projekt nowelizacji kodeksu karnego, którego celem było dokonanie najpilniejszych zmian, przeważnie w jego części ogólnej, które rugowały oczywiście niekonstytucyjne rozwiązania. Już w czerwcu 2024 r. przedstawiono pakiet konkretnych propozycji. Projekt leżał miesiącami w Ministerstwie Sprawiedliwości. Następnie ugrzązł w niekończącym się dialogu z Komitetem Stałym RM, a ostatecznie kilka tygodni temu minister sprawiedliwości zamroził jego najważniejsze zręby, pod pretekstem rzekomej konieczności poddania go dalszym wnikliwym analizom, o czym pisała niedawno „Rzeczpospolita”. W języku ministerialnej biurokracji oznacza to odłożenie potrzebnych zmian ad acta.

Postępowanie Adama Bodnara to wotum nieufności wobec komisji kodyfikacyjnej

Znakiem rozpoznawczym obecnego ministra sprawiedliwości stało się spowalnianie pożądanych i zarazem niezbędnych dla usunięcia chaosu prawnego zmian. To jest stempel jego półtorarocznej obecności w gmachu przy Al. Ujazdowskich. Podstawowym narzędziem stosowanym w tym zakresie jest poddawanie projektów wypracowanych przez komisje niekończącym się konsultacjom, analizom, opiniowaniu, albo po prostu trzymanie ich miesiącami w czeluściach ministerialnych biurek. Taki los właśnie spotkał fundamentalną i jakże konieczną nowelizację kodeksu karnego.

Czytaj więcej

Wstrzymanie reformy kodeksu karnego cieszy prokuratorów

Należy powiedzieć publicznie, iż postępowanie ministra sprawiedliwości Adama Bodnara stanowi swoiste „wotum nieufności” wobec Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, której członkowie zostali przecież przez niego powołani. Argument o konieczności przeprowadzenia pogłębionych analiz jest kuriozalny. Czyżby minister Bodnar rzeczywiście uważał, że najwybitniejsi profesorowie prawa karnego i współpracujący z nimi praktycy stosowania prawa, projekt istotnej nowelizacji kodeksu karnego napisali bezrefleksyjnie, bez koniecznych analiz, a więc na kolanie? Jeśli tak, niech ma odwagę powiedzieć to głośno i publicznie.

Zaiste trudno znaleźć właściwe słowa, by opisać poczynania ministra sprawiedliwości i współpracujących z nim sędziów, wywodzących się z przodujących stowarzyszeń sędziowskich, którzy jeszcze nie tak dawno mieli usta pełne wzniosłych haseł o konieczności podjęcia dynamicznych działań przywracających praworządność w każdym jej aspekcie, a dzisiaj, odpowiadając za kwestie związane z opanowaniem chaosu w sądach, pozwalają na jego progresję. Nie tak dawno przecież mówiło się o nich „niezłomni”. Proponuję pozostać przy tym sugestywnym kwantyfikatorze, wszelako pod warunkiem wypełnienia go rzeczywistą treścią semantyczną. Dzisiaj „niezłomność” prof. Adama Bodnara i jego współpracowników oznacza determinację w spowalnianiu koniecznych zmian zarówno w sądach jak i w zniszczonym systemie prawa.

Reklama
Reklama

Choćby minister zrobił jeszcze sto śniadań prasowych, otworzył kolejnych sto konferencji, w trakcie których chwaliłby się nieistniejącymi postępami w przywracaniu praworządności, i tak nie zmieni to obiektywnych faktów. A one są takie, że chaos w sądach postępuje w tempie geometrycznym, zaś niekorzystne zmiany w ustawach karnych, cofających polską karnistykę do anachronicznego modelu z poprzedniej totalitarnej epoki, utrwalają się na salach sądowych.

Poza narracyjna przybrana przez ministra Adama Bodnara zdaje się zakładać, że liczy się nie tyle rzeczywistość, ile opowieść o niej. Ten iście baudrillardowski symulakr nie jest jednak w stanie na trwałe zakorzenić się w odbiorze społecznym, w sytuacji gdy entropia chaosu w sądach nieubłaganie rozszerza się niczym po wielkim wybuchu.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Smutny obraz Trybunału Konstytucyjnego
Opinie Prawne
Łukasz Cora: Ruch Obrony Granic ośmiesza państwo i obniża jego autorytet
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Zmarnowana szansa na jawność wynagrodzeń
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Rejterada ekipy Bodnara
Opinie Prawne
Piątkowski, Trębicki: Znachorzy próbują „leczyć” szpitale z długów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama