Pamiętam jak w szczycie sporu o Trybunał Konstytucyjny w grudniu 2015 r., ktoś w autobusie włączył na telefonie transmisję z rozprawy, na której badano zgodność pierwszej nowelizacji ustawy o TK, uchwalonej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Nie na słuchawkach, lecz z głośno włączonym dźwiękiem. To był szczyt zainteresowania Trybunałem, w dodatku sprawa była wówczas niezwykle gorąca i nikt nie zwrócił tej osobie uwagi, by ściszyła dźwięk czy założyła słuchawki. Po upływie 10 lat zmieniło się prawie wszystko (oprócz tego, że rozprawy są transmitowane w streamingu i nie można do nich później wrócić).

Degradacja Trybunału Konstytucyjnego. Zapomniano o jego niezależności

Dziś w TK zasiadają nie tylko wadliwie wybrani sędziowie, ale i tacy, którzy przenieśli się do niego prosto z ław poselskich albo protegowani byłego ministra sprawiedliwości. O przymiocie niezależności tego organu dawno już zapomniano, przewidywalność wydawanych orzeczeń jest na poziomie do odgadnięcia przez średnio rozgarnięte dziecko, a w dodatku obecna władza postanowiła ignorować TK, w sposób o wiele dalej idący niżby to wynikało ze stopnia jego dysfunkcjonalności. Orzeczenia TK, jeśli już, to czasem drukowane są co najwyżej w gazetach (a i to niezbyt często), bo obecna władza postanowiła en bloc nie ogłaszać w Dzienniku Ustaw wszystkich wyroków, nie tylko tych wydanych z udziałem sędziów dublerów. W dodatku zakręciła im kurek z pieniędzmi, a także nie ma zamiaru – przynajmniej na razie – uzupełniać coraz liczniejszych wakatów. TK i jego orzeczenia mało kogo obchodzą i nikt się nimi nie ekscytuje. W sumie nic dziwnego, bo mamy Trybunał Konstytucyjny tylko z nazwy.

Czytaj więcej

Ewa Szadkowska: Falandyzacja żyje

Trybunał tylko z nazwy, czyli ułatwienie dla każdego rządu

A taka sytuacja jest korzystna dla każdego rządu. Nie oszukujmy się. Choć to PiS zaorał TK, to pretekst do pierwszego wystrzału w kierunku Trybunału dała sama Platforma, która na zapas postanowiła sobie wybrać dwóch sędziów. A i teraz nie widać determinacji, by stopniowo wdrażać uzdrowienie TK, licząc zapewne, że wstawi się później hurtem do niego 9 czy 10 sędziów. Czy taki TK i jego orzeczenia będą później uznawane przez drugą część sceny politycznej? Ale jak powiedział jeden z obecnie rządzących polityków: nauczyliśmy się funkcjonować bez Trybunału Konstytucyjnego. No cóż. I między innymi dlatego mamy, co mamy. Kiedyś, gdy TK wydawał wyrok, to jaki by on nie był, można było powiedzieć: "Roma locuta, causa finita". Czy na pewno lepiej jest grać bez arbitra?  

Czytaj więcej

Coraz więcej wakatów w Trybunale Konstytucyjnym. Prawnicy mówią, co trzeba zrobić