„With or Without You", „Where the Streets Have No Name", „I Still Haven't Found What I'm Looking for", „Bullet The Blue Sky" już same tytuły przyprawiają o zawrót głowy. I łatwo zrozumieć, dlaczego album „Joshua Tree" dokonał przełomu w karierze Irlandczyków. Sprzedał się w 25 mln egzemplarzach i uczynił globalną gwiazdą. Nic na to nie wskazywało.
– To był czas, kiedy czuliśmy, że zmierzamy donikąd – wspomina gitarzysta The Edge w książce „U2 o U2" Neila McCormicka – Jedynie Bono miał pojęcie co do tonu swoich tekstów i chciał powrócić do korzeni muzyki amerykańskiej. Dopiero moje rozmowy z Bobem Dylanem, Vanem Morrisonem czy Keithem Richardsem sprawiły, że zacząłem zauważać tradycję. Zachwyciliśmy się Ameryką, ale nie tą prawdziwą, lecz wyśnioną, o której mówił Martin Luther King.
Podróż z bluesem
– Podróżowałem, słuchałem bluesa, czytałem amerykańskich pisarzy Baldwina, Williamsa, Ginsberga, Sheparda i Bukowskiego – mówił Bono. – Był to czas zachłanności Wall Street. Istniały wtedy dla mnie dwie Ameryki prawdziwa i mityczna. Zacząłem pracować nad projektem o roboczej nazwie „Dwie Ameryki".
Jedną kochał, przed drugą czuł strach, również dlatego, że zaangażował się w pracę grupy Sanktuarium. Wspierała nikaraguańskich i salwadorskich chłopów, padających ofiarą zarówno komunistycznej partyzantki, jak i rządów wspieranych przez Ronalda Reagana. Bono wraz z żoną poleciał do Nikaragui. W Salwadorze cudem przeżył ostrzał z karabinów i moździerzy. – Wtedy zaczęli zrzucać bomby zapalające, rozgrywał się horror – wspominał wokalista.
Dramatyczne doświadczenia opisał w „Bullet the Blue Sky". Inspiracją były również „Psalmy Davida.