Rzeczpospolita: Po artystycznej ciszy spowodowanej traumą po utracie 15-letniego syna znów jest głośno o Nicku Cavie, który składanką „Lovely Creatures" podsumowuje dokonania The Bad Seeds, swojego najsłynniejszego zespołu. Jak takie tragiczne wydarzenia mogą wpływać na twórczość artystyczną?
Marek Sierocki: Artyści są zdecydowanie bardziej wrażliwi niż przeciętni ludzie. Dają temu ujście właśnie w sztuce: malowaniu obrazów, pisaniu książek, kręceniu filmów czy tworzeniu muzyki. Tak było w przypadku Erica Claptona, który po stracie czteroletniego syna napisał „Tears in Heaven", jeden z najwspanialszych utworów w jego dorobku, będący pewnego rodzaju rozmową z tragicznie zmarłym dzieckiem. Komponowanie jest dla muzyków formą terapii.
Są jakieś inne znane utwory muzyczne, które powstały pod wpływem tak trudnych doświadczeń?
Jeśli poszukamy na naszej scenie muzycznej, to mamy choćby piosenkę „51" grupy TSA, zadedykowaną zmarłemu przyjacielowi zespołu. Czesław Niemen jedną ze swoich płyt poświęcił pamięci muzyka, który grał z nim na gitarze. Wiele utworów powstało nie tyle z powodu śmierci kogoś bliskiego, ile pod wpływem upadku samego artysty, np. na skutek stosowania używek. Za przykład może posłużyć Krzysztof Jaryczewski, były wokalista Oddziału Zamkniętego, artysta, który upadł wręcz na samo dno, ale podniósł się i nagrał kilka bardzo dobrych utworów. Opowiada w nich właśnie o najtrudniejszych chwilach. Zresztą sam Ryszard Riedel, wokalista Dżemu, był przykładem artysty, którego słowa i sposób śpiewania odzwierciedlały jego ciężkie przeżycia.
To chyba typowe dla bluesa...