Komisja Europejska zarzuciła amerykańskiemu koncernowi, że systematycznie w wynikach wyszukiwania na górze listy umieszcza produkty ze swojej własnej porównywarki cenowej Google Shopping. Internauta liczy, że dostarczone mu wyniki będą odzwierciedlać skomplikowany algorytm opracowany przez Google'a i będą najbliższe jego preferencji zakupowych. Tymczasem jako pierwsze pojawiają się produkty sprzedawców, którzy zapłacili za reklamę.
Dochodzenie w tej sprawie KE prowadziła od 2008 roku, formalne zarzuty przedstawiła w 2015, teraz przyszedł czas na karę. Poza koniecznością zapłacenia 2,42 mld euro Google będzie musiał w ciągu 90 dni zmienić kwestionowane praktyki. Jeśli tego nie zrobi, to będzie narażony na kolejne kary finansowe. Do tej pory w sprawie o nadużywanie dominującej pozycji na rynku najwyższą karę wymierzono Intelowi – 1,1 mld euro.
Porównywarka cen zamiast targu
Komisja nie ma wątpliwości, że Google świadomie ustawił swój model biznesowy tak, żeby wprowadzać internautów w błąd. KE przypomina, że koncern w 2004 roku założył osobną stronę Froogle, która miała być internetowym targiem zakupowym. Jednak ten model zupełnie nie zadziałał, Amerykanie zdecydowali się więc zmienić strategię. Ponieważ dominują na rynku wyszukiwarek internetowych, postanowili zrezygnować z Froogle'a i wprowadzić Google Shopping, czyli porównywarkę cenową w wyszukiwarce internetowej. To okazało się strzałem w dziesiątkę.
Według niektórych szacunków nawet trzy czwarte przychodów reklamowych Google'a pochodzi właśnie z tego miejsca. Sprzedawcy płacą Google'owi za umieszczenie ich produktu na górze wyników wyszukiwania.
I choć widać, że te linki są sponsorowane, to i tak internauta klika w nie znacznie częściej niż w te rzeczywiście odzwierciedlające jego preferencje, ale umieszczone niżej na liście wyników wyszukiwania. Bo internauci używający komputerów stacjonarnych w 95 proc. klikają na linki na pierwszej stronie wyników. Ci używający urządzeń przenośnych skupiają się nawet bardziej na górze listy.