Ponieważ było zimno, protestujący zostali wpuszczeni do budynku, gdzie był przygotowany dla nich posiłek. Przynieśli ze sobą transparenty z hasłami, w których domagali się przywrócenia do pracy Moniki Żelazik, szefowej Związku Zawodowego Pracowników Personelu Pokładowego i Lotniczego „Oddajcie nam Monikę” i „Strajk”.
Jak poinformował „Rzeczpospolitą” Konrad Majszyk z biura prasowego LOT-u wszystkie rejsy, zaplanowane na czwartek przed południem wyleciały zgodnie z planem. Odwołany został z przyczyn operacyjnych jedynie lot do Wilna.
— Wylotowa fala poranna z Lotniska Chopina odbyła się bez opóźnień. Obecnie trwa meldowanie rejsów na drugą falę, która też nie jest zagrożona. Z naszych danych operacyjnych wynika, że mamy obsadzone wszystkie rejsy aż do jutra. Dotychczas około 10 pilotów i członków personelu pokładowego zadeklarowało, że w związku z akcją przystępują do niej. Grożą im konsekwencje związane z udziałem w nielegalnym strajku. Decyzje w tej sprawie nie zostały jednak podjęte. Na razie zajmujemy się bieżącą działalnością operacyjną — mówił Majszyk.
Rozmowy „ostatniej szansy” między zarządem spółki a związkowcami trwały do późnego wieczora w ostatnią środę i nie przyniosły efektu. W tej sytuacji dwa związki zawodowe: Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego (ZZPPiL) oraz Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych (ZZPK) zdecydowały się na strajk.
Zdaniem zarządu LOT-u strajk jest nielegalny, ponieważ już dwukrotnie sąd udzielił spółce zabezpieczenia: przed strajkiem majowym i obecnym. — Także tym razem LOT wystąpił do sądu z wnioskiem o wydanie postanowienia o zabezpieczeniu powództwa — powiedział Adrian Kubicki, dyrektor komunikacji korporacyjnej i PR w spółce.