Likwidacja od 1 czerwca jednoimiennych placówek zakaźnych, które przyjmowały wyłącznie chorych z koronawirusem, i przekształcenie ich w zwykłe placówki to nadzieja dla chorych, którzy czekają na operacje planowe. Pozostałym placówkom coraz trudniej bowiem poradzić sobie z pacjentami szturmującymi szpitalne oddziały ratunkowe i otwierane po pandemii przychodnie specjalistyczne. Eksperci obawiają się jednak, że wraz z powrotem do normalności i w braku wydzielonych miejsc dla pacjentów z Covid-19 liczba zakażeń może wzrosnąć.
– Dotychczas pacjent zakażony Covid-19 wieziony był do szpitala ze specjalnymi zabezpieczeniami, a personel pracował w kombinezonach. Teraz, gdy wszystkie szpitale zaczną działać tak, jak przed epidemią, choć w zwiększonym reżimie sanitarnym, może dojść do nowych zakażeń. A to sparaliżuje system – mówi dr Marcin Pakulski, były prezes NFZ.
O tym, że przestraszeni wcześniej Polacy przestali bać się wirusa, świadczy frekwencja na SOR największych szpitali wojewódzkich.
Czytaj także: Dla Polaków może zabraknąć miejsc w szpitalach
– Wracają tzw. pacjenci weekendowi, którzy wykorzystują dni wolne, by zdiagnozować ból dokuczający im od tygodni, a nawet miesięcy. Jeśli dodać do nich osoby, które naprawdę potrzebują pomocy, robi się naprawdę tłoczno. Ostatnio musiałem dla pacjenta szukać miejsca w innej lecznicy. Obdzwoniłem ich kilka, większość była pełna – mówi dr Krzysztof Hałabuz z Porozumienia Chirurgów Skalpel.