W 1929 r. Edwin Hubble odkrył, że galaktyki uciekają we wszystkich kierunkach. Na tej podstawie odkrył, że wszechświat się rozszerza.
Wielu uczonych uważało do niedawna, że tempo ekspansji będzie z czasem maleć za sprawą hamującego wpływu przyciągania grawitacyjnego. Potem odkryto, że proces narasta. Różnice kalkulacji jego tempa dowodzi jedynie jak wiele jeszcze mamy do odkrycia.
Kłótnia w naukowej rodzinie
„Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść" – powiada polskie przysłowie. Pasuje ono doskonale do opisu chaosu, jaki powstał po debacie astrofizycznej zorganizowanej pod koniec lipca br. w kalifornijskim mieście Santa Monica. Zamiast wypracowania wspólnego stanowiska na temat mechanizmu i prędkości rozszerzania się wszechświata, naukowcy podzielili się na zwolenników różnych, konkurencyjnych metod badawczych.
W tej sprawie starło się nawet ze sobą dwóch noblistów. Kosmolog Adam Riess z Space Telescope Science Institute w Baltimore zapytał fizyka cząstek teoretycznych Davida Grossa z Instytutu Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara: Jak on jako fizyk cząstek elementarnych odnosi się do olbrzymiej rozbieżności w wynikach pomiarów tempa rozszerzania się wszechświata zaprezentowanych na konferencji?
Gross odpowiedział, że wobec tak znaczących różnic w szacunkach dotyczących ekspansji, można uznać, że jedynym określeniem pasującym do obecnego impasu w nauce jest słowo „kryzys".