Butik w galerii handlowej nie zawsze jest kurą znoszącą złote jajka. O tym boleśnie przekonał się niejeden najemca lokalu. Mimo tysięcy osób przechodzących codziennie obok witryn sklepowych kupujących może być niewielu. Tymczasem wycofanie się z galerii nie jest ani proste, ani łatwe. Z reguły najemcę z właścicielem centrum handlowego łączy bowiem umowa najmu na czas oznaczony, a taką trudno rozwiązać przed upływem okresu, na jaki została zawarta. Ostatnią deską ratunku jest więc sąd. Często staje on po stronie właściciela galerii. Tak było m.in. w wypadku przedsiębiorcy z województwa podkarpackiego. Wynajął lokal w galerii handlowej.

Przed zawarciem umowy najmu, na etapie negocjacji, był zapewniany przez spółkę, że sąsiadujące z nim lokale zostały wynajęte na sklepy oferujące luksusowe włoskie marki. W centrum miało powstać tzw. włoskie skrzydło. Sam też chciał otworzyć w galerii sklep z odzieżą i akcesoriami znanych włoskich marek. Po otwarciu galerii okazało się jednak, że jego sklep sąsiaduje ze „zwykłymi" sklepami i placem zabaw dla dzieci. Co według niego wpłynęło na brak sukcesu finansowego butiku. Złożył więc spółce, właścicielce galerii, oświadczenie o uchyleniu się od skutków prawnych oświadczenia woli wyrażonego w umowie najmu. Jego zdaniem zostało ono złożone pod wpływem błędu co do treści umowy. Pozwana spółka twierdziła, że umowa nie gwarantowała sąsiedztwa sklepów włoskich marek, a w chwili jej zawierania najemca miał świadomość, że takie sklepy nie zostaną otwarte. Spór trafił do Sądu Okręgowego w Rzeszowie, a ten nie miał wątpliwości. Jego zdaniem najemca lokalu w galerii handlowej nie może żądać unieważnienia umowy najmu z powodu niespełnionych obietnic wynajmującego, że jego sklep będzie sąsiadował z lokalami znanych marek. Nic nie wskórała również właścicielka butiku w jednej z warszawskich galerii. Chciała skorzystać z możliwości, jakie daje art. 357[1] kodeksu cywilnego.

Przewiduje on, że sąd może orzec o rozwiązaniu umowy najmu, jeżeli wywiązanie się z niej i zapłata czynszu byłyby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłyby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy. Właścicielka butiku nadzwyczajnej zmiany stosunków upatrywała w ogólnoświatowym kryzysie ekonomicznym, którego skutkiem był drastyczny spadek popytu, oraz w ponad 33 proc. wzroście kursu euro do złotówki. W efekcie miała problemy z zapłaceniem czynszu, gdyż jego wysokość zależała od kursu tej waluty. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił powództwo. Tłumaczył, że strony zawierające umowę najmu muszą ponieść „zwykłe ryzyko kontraktowe", jakie wiąże się ze stałymi, normalnymi zmianami zachodzącymi w stosunkach społeczno-gospodarczych.