Bielecki: Nie dajmy się zaskoczyć Bidenem

Polsce zostało 12 miesięcy na zrównoważenie stosunków z zagranicznymi partnerami. Jeśli nie nawiążemy bliższych relacji z Niemcami, przebudzenie w razie porażki Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich może być bolesne.

Aktualizacja: 22.09.2019 20:19 Publikacja: 22.09.2019 18:39

Bielecki: Nie dajmy się zaskoczyć Bidenem

Foto: AFP

Jeśli PiS utrzyma się u władzy po wyborach do Sejmu, Niemcy są gotowe nawiązać z Polską bliższą współpracę, traktować Warszawę jako kluczowego partnera w UE. Na to składają się zawiedzione nadzieje na radykalne reformy we Francji, ale też porażka systemu podziału uchodźców czy podcięcie europejskiej obronności przez Fort Trump, co nauczyło Berlin, że przeciw Polsce nie da się budować zjednoczonej Europy.

Ale do podobnego wniosku powinny teraz dojść polskie władze w odniesieniu do Niemiec.

Na razie krajem, któremu Polska wychodzi naprzeciw, jest Ameryka – i to na wielu, jeśli nie wszystkich, frontach. Nasze władze odcinają się od współpracy z Huawei, rezygnują z opodatkowania firm komputerowych z USA, wspierają krucjatę przeciw Iranowi, stawiają na amerykańską broń i w znacznym stopniu na tamtejszy gaz.

Odwołanie wizyty Donalda Trumpa w naszym kraju czy usunięcie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona powinny jednak zostać potraktowane w Warszawie jako ostrzeżenie, do czego może prowadzić wkładanie wszystkich jajek do jednego koszyka.

Polsce zostało 12 miesięcy – do wyborów w USA – na zrównoważenie strategii dyplomatycznej. Musimy znaleźć nowe obszary współdziałania z Niemcami w Brukseli: źródła w Berlinie twierdzą, że poza polityką wobec Rosji czy budżetem UE nie jesteśmy zbyt aktywni na forum Unii.

Fundamenty do takiego nowego otwarcia już są. Bez polskiego poparcia Ursula von der Leyen nie stałaby dziś na czele Komisji Europejskiej, szefowie dyplomacji obu krajów zdołali nawiązać bliskie relacje, umiejętne wycofanie sprawy reparacji pozwoliło na poruszające obchody 80. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej z udziałem prezydenta Steinmeiera i kanclerz Merkel.

To właśnie ten duch umiaru i współdziałania powinien się rozwijać nawet w razie spektakularnego zwycięstwa PiS w październiku. Jeśli tryumfalizm weźmie w Warszawie górę, za rok przebudzenie może okazać się bolesne, gdy prezydentem USA zostanie Joe Biden. Już zapowiedział, że priorytetem w Europie będzie dla niego odbudowa sojuszu z Francją i Niemcami, a rządów, które jego zdaniem nie dbają o utrzymanie praworządności, nie zamierza faworyzować.

Jeśli PiS utrzyma się u władzy po wyborach do Sejmu, Niemcy są gotowe nawiązać z Polską bliższą współpracę, traktować Warszawę jako kluczowego partnera w UE. Na to składają się zawiedzione nadzieje na radykalne reformy we Francji, ale też porażka systemu podziału uchodźców czy podcięcie europejskiej obronności przez Fort Trump, co nauczyło Berlin, że przeciw Polsce nie da się budować zjednoczonej Europy.

Ale do podobnego wniosku powinny teraz dojść polskie władze w odniesieniu do Niemiec.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?