Naturalnie, pisząc o „nieoczywistości", byłabym narażona na ataki ze strony aktywistów lewicy. Gdyby zasięg moich słów był szerszy, zostałabym pewnie skreślona na wszystkich kontynentach. Akcja #metoo („ja też") jest „wspaniała", „potężna" i nie ma od tego odwołania. Każde zwątpienie oznacza wrogość wobec kobiet, hamowanie postępu, a za tym idą wszystkie możliwe inwektywy: od nazisty po agenturę Putina.
Nie ukrywam, że zmęczona nieustannym buntem chciałam odwlec ten temat, żeby złapać oddech przed kolejnymi atakami. Nie przyszło mi do głowy, że temat wróci jak bumerang z podwójną siłą. Kobieta z pierwszej linii frontu walki z molestowaniem gwiazd hollywoodzkich oskarżona o molestowanie. Z mojego punktu widzenia to tak, jak by temat sam się prosił o ponowne poruszenie, o oczyszczenie, o spojrzenie na nowo.
Z uwagą przyglądałam się telewizyjnym wypowiedziom Kazimiery Szczuki, jednej z naszych feministek. Najpierw wyraziła wątpliwość – chłopak molestowany miał już 17 lat, a więc nie taki znowu nieletni... Takie są pierwsze feministyczne odruchy obronne. Pytanie nasuwa się samo: ile lat miały gwiazdy molestowane przez producenta? 16? To były uznane już nazwiska kobiet pełnoletnich o dużym życiowym doświadczeniu. Jakie więc znaczenie ma próg graniczny pełnoletności tego chłopaka?
Rozmowa w studiu telewizyjnym powoli zaczęła sama dryfować w kierunku wątpliwości. Po prostu inaczej nie da się o tym rozmawiać. Nie da się uniknąć wniosku, że w gruncie rzeczy mężczyzna w dzisiejszych czasach też może być narażony na molestowanie. Gdybym coś takiego napisała jeszcze miesiąc temu, byłabym zwyzywana od średniowiecza. Życie jednak samo pokazuje, jak jest. A jest tak, jak ze wszystkimi mniejszościami. Walczą o równe prawa, ale nie daj Boże, żeby w sprawach wątpliwych moralnie równać je z większością. Nie daj Boże, żeby powiedzieć głośno: „kobiety są zdolne do wszystkich nadużyć, jakie przypisywane są mężczyznom". Dlatego właśnie z takim zacięciem stałam po drugiej stronie w sprawie konwencji antyprzemocowej. Dlatego uważałam i uważam nadal, że każda przemoc jest naganna i wymaga ścigania przez prawo, a ofiary wymagają skrzętnie opracowanej pomocy. Taki dokument jest więc potrzebny, ale nie ma żadnego powodu, żeby marginalizować mężczyzn jako prawdopodobne ofiary.
Czy pisząc to, mogę jednocześnie zaznaczyć, że walka o równouprawnienie kobiet jest potrzebna i że ją popieram? Oczywiście, mogę pisać, co chcę, ale i tak zastanę zamknięte drzwi do lewicowych dyskusji. „Jest przeciwko ogólnemu wydźwiękowi tekstu konwencji? Jest przeciwko kobietom". Pieczątka wypalona na zawsze. Żeby było jasne; nie uważam, że PiS powinien wycofywać konwencję. Została podpisana, choć prawdopodobnie w tłumaczeniu na polski przemycono pojęcie „płci kulturowej". Dlaczego płeć kulturowa ma być ofiarą szczególnie chronioną, a ofiara mężczyzna mniej? Trudno mi zapomnieć sprawę Ignacego Karpowicza, który oskarżył o molestowanie naczelną polską feministkę Kingę Dunin. Ile było drwin, ile żartów ze strony lewej! Mężczyzna ofiarą molestowania? Tak. Mężczyzna może być i pewnie jest coraz częściej w różnych korporacyjnych układach.