Los chciał, że kolejny raz w XXI wieku na naszej drodze w ważnym turnieju (poprzednio podczas mundialu 2006 i Euro 2008) staną Niemcy. Arena dla tego starcia jest wymarzona - Stade de France w Paryżu. Czego chcieć więcej, gdy ma się w składzie Roberta Lewandowskiego, gwiazdora najpierw Borussii Dortmund a teraz Bayernu Monachium?

Ten mecz z Niemcami będzie inny od wszystkich poprzednich z dwóch powodów: po pierwsze już raz wygraliśmy, co przedtem nigdy się nie udawało, a po drugie będzie z nami globalna megagwiazda. Po czterech golach z Realem Madryt przyszło pięć goli z Wolfsburgiem, snajperskie popisy w Bayernie i reprezentacji, co zupełnie odmieniło postrzeganie Lewandowskiego przez futbolowy świat. Jeśli we Francji poprowadzi on reprezentację do sukcesu, żadne marzenie nie będzie zbyt szalone, na czele z Realem Madryt.

Ale Lewandowski nie będzie sam. Adam Nawałka jest pierwszym polskim selekcjonerem, który może zestawiać drużynę z piłkarzy grających główne role w znakomitych klubach, to jest najważniejszy powód do optymizmu. Znacznie większy niż wyniki losowania, gdyż tutaj długa pamięć nakazuje nam tylko jedno: nigdy nie sądzić, że los był łaskawy, bo to okazywało się dla nas zawsze bolesnym złudzeniem.

Zbigniew Boniek, gdy drużyna w której grał odpadała z mundialu w roku 1986 miał powiedzieć, że na następny awans do finałów Polska będzie czekała bardzo długo, nazwano to nawet „klątwą Bońka”. Niby zdjął ją Jerzy Engel awansując do mistrzostw świata w roku 2002, ale tak naprawdę ona jeszcze trwa, bo Polacy we wszystkich turniejach do których się kwalifikowali, grali fatalnie. Opadali szybko i zrodziła się słynna piłkarska triada: pierwszy mecz, który o niczym nie decyduje, drugi mecz o wszystko i trzeci o honor. Zerwanie z tą tradycją to będzie dopiero prawdziwy koniec „klątwy Bońka”.

Na początku eliminacji do Euro 2016 prezes PZPN powiedział, że jest pewien sukcesu, bo wybrał właściwego selekcjonera. Były w tej sprawie wątpliwości, ale życie przyznało mu rację. Teraz przed finałami, Boniek stwierdził, że każdy kto trafi do grupy z Polską uzna, że znalazł się w grupie śmierci. To śmiała teza, ale dziś już nie szokująca. Czekamy z nadzieją, która ma wreszcie solidne podstawy.