Dwie godziny: tyle zajęły trzem politykom rozmowy w dawnym klasztorze Karmelitów, a teraz siedzibie węgierskiego premiera, aby wykuć nowy alians. Czasu starczyło, bo na razie poprzestano na ogólnych zasadach, bez wchodzenia w trudniejsze do ustalenia szczegóły, które dokładnie ugrupowania wejdą do nowego porozumienia i czy będzie ono budowane na podstawie istniejącego już klubu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), do którego należy PiS, czy powstanie całkiem nowy byt.
Plany są jednak mocarstwowe. W maksymalnej wersji mogłyby już w tej kadencji Europarlamentu doprowadzić do powstania drugiego co do wielkości klubu ze 148 mandatami (na 705). Byłoby to możliwe przy pełnej fuzji ECR z grupą Tożsamość i Demokracja (ID), do której należy Liga Matteo Salviniego i Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, oraz z 11 eurodeputowanymi Fideszu Viktora Orbána.
– Cała europejska niby-chadecja trzęsie portkami, że w PE powstaje prawicowa siła, która ją zepchnie do opozycji w następnych wyborach – napisał na Twitterze szef sejmowego Klubu Parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki.
To jednak perspektywa bardzo na wyrost, bo niezależnie od wyniku przyszłych wyborów nowy klub miałby bardzo niewielką zdolność koalicyjną w przeciwieństwie do chadeków, socjalistów, liberałów czy zielonych.
– Układ siły w Parlamencie Europejskim radykalnie się nie zmieni – przyznaje „Rz" eurodeputowany PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.