Indeks cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w lipcu o 2 proc. rok do roku, tak samo jak w czerwcu – podał we wtorek GUS. Odczyt ten okazał się zgodny z przeciętnymi szacunkami ekonomistów ankietowanych przez „Rzeczpospolitą".

To dopiero wstępny szacunek inflacji w lipcu, który może jeszcze zostać zrewidowany minimalnie w górę, tak jak odczyt czerwcowy. Tak czy inaczej, ekonomiści są zgodni, że miniony miesiąc wyznaczył tegoroczny szczyt inflacji.

Stabilizacja inflacji w lipcu to wypadkowa wyhamowania wzrostu cen żywności i napojów bezalkoholowych oraz przyspieszenia wzrostu cen paliw. Inflacja w pierwszej z tych kategorii wyhamowała do najniższego od listopada 2016 r. poziomu 2,1 proc. rocznie, z 2,7 proc. w czerwcu. Paliwa do prywatnych środków transportu podrożały zaś o 18,7 proc. rok do roku, po 15,2 proc. w czerwcu.

„W kolejnych miesiącach, przy stabilizacji cen paliw i spadkowej tendencji w cenach żywności (pomimo suszy), inflacja będzie malała i pod koniec roku znajdzie się w przedziale 1,5–1,7 proc. rocznie" – napisali w komentarzu do danych ekonomiści mBanku. Zdaniem analityków banku Credit Agricole spadek inflacji będzie jeszcze głębszy. W IV kwartale br. wyniesie ona według nich średnio zaledwie 1,1 proc. rocznie. Co więcej, według nich w 2019 r. inflacja będzie średnio niższa niż w tym roku (1,3 proc. po 1,6 proc.).

Prognozy na 2019 r. są mocno zróżnicowane. Ekonomiści PKO BP, którzy także oceniają, że w tym roku inflacja wyniesie 1,6 proc., przewidują, że w 2019 r. będzie ona wynosiła średnio 2,2 proc. Źródłem tych rozbieżności są głównie odmienne prognozy cen surowców rolnych i energetycznych. Ekonomiści są bowiem zgodni co do tego, że systematycznie przyspieszała będzie inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności. W lipcu, jak szacują, wzrosła ona do 0,7 proc. rok do roku, z 0,6 proc. w czerwcu, a pod koniec roku powinna się znaleźć w okolicy 1 proc.