Wielkie pieniądze, ogromne zainteresowanie i jeszcze więcej znaków zapytania towarzyszy temu rewanżowi. Wcześniej spekulowano, że dojdzie do niego na Wyspach Brytyjskich, na stadionie w Cardiff, ale jak zwykle w takich sytuacjach wygrały pieniądze. Saudyjczycy przebili wszystkich. W Ad Dirijja, na przedmieściach Rijadu, wybudowali obiekt, który pomieści kilkanaście tysięcy widzów, i dokonali tego w zaledwie półtora miesiąca.
Nowy mistrz wagi ciężkiej, 30-letni Ruiz Jr, najpierw zarzekał się, że nie będzie tam walczył z Joshuą, ale szybko zmienił zdanie, gdy na jego korzyść zmieniła się wysokość gaży. – Wygrałem z nim wojnę w Nowym Jorku, to teraz zakończę jego karierę na pustyni – deklarował w swoim oświadczeniu, potwierdzając, że zgadza się na rewanż. Dziękował też Saudyjczykom.
Tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Zmuszał go do tego podpisany przed pierwszą walką kontrakt. Ruiz Jr zastąpił wtedy złapanego na dopingu Jarrella Millera i sensacyjnie znokautował Joshuę w Madison Square Garden, zabierając mu pasy organizacji WBA, IBF i WBO.
Trzęsienie ziemi
Porażka mistrza olimpijskiego z Londynu (2012) i króla wagi ciężkiej z niedocenianym amerykańskim grubaskiem meksykańskiego pochodzenia była jak trzęsienie ziemi.
Joshua, rówieśnik Ruiza Jr, dwumetrowy, zbudowany jak posąg syn nigeryjskich emigrantów, nokautował przecież jednego rywala za drugim. Z 22 wygranych pojedynków, 21 rozstrzygnął przed czasem. Pełne 12 rund walczył tylko z Josephem Parkerem, któremu odebrał pas WBO, zdobyty przez Nowozelandczyka kontrowersyjnie w starciu z... Ruizem Jr. To zresztą jedyna porażka w karierze urodzonego w Kalifornii syna meksykańskich emigrantów.