W przyszłym roku Pacquiao będzie obchodził 25. rocznicę występów na zawodowych ringach. Jako jedyny zdobywał tytuły w ośmiu kategoriach wagowych. Dorobił się majątku i zaszczytów, na Filipinach został senatorem, ale wciąż jest głodny wielkich zwycięstw.
Dla wielu ekspertów jednak to nie on, ale Keith Thurman był faworytem sobotniej walki. Niepokonany Amerykanin miał wprawdzie długą przerwę spowodowaną operacją łokcia, ale to do niego należał pas WBA Super w wadze półśredniej.
A Pacquiao jest nie tylko sporo starszy, ale też mniejszy od rywala, który po raz szósty bronił tytułu. Jednak MGM Grand Garden Arena w Las Vegas znów okazała się szczęśliwa dla Filipińczyka. Tam właśnie w czerwcu 2001 zaczynał amerykańską część swojej kariery, nokautując w szóstej rundzie Lehlo Ledwabę i zdobywając mistrzowski pas w wadze junior piórkowej. Niezwykłość Pacquiao polega na tym, że mimo upływu lat jego boks dalej opiera się na szybkości, dynamice i żelaznej kondycji.
Thurman padł na deski już w pierwszej rundzie po prawym sierpowym leworęcznego „Pacmana", co na kilka starć wytrąciło Amerykanina z rytmu. A gdy już wrócił na właściwe tory, to w 10. rundzie straszny lewy hak Filipińczyka bity na wątrobę zabrał mu oddech i chyba wiarę, że obroni tytuł. Walczył wprawdzie dzielnie do końca, ale zasłużone zwycięstwo odniósł kończący w grudniu 41 lat Pacquiao. Waga półśrednia nie miała jeszcze tak wiekowego mistrza.
Sędziowie nie byli jednak jednomyślni. Dwóch z nich wprawdzie punktowało 115:112 dla Pacquiao, ale trzeci widział wygraną Thurmana – 114:113.