Rybicki zdobył przecież ostatnie dla polskich barw olimpijskie złoto w Montrealu (1976) w roku, w którym zmarł Feliks Stamm, a już kilkanaście miesięcy później odbył się pierwszy turniej poświęcony pamięci legendarnego trenera. Jednym z jego zwycięzców był Henryk Średnicki , który w 1978 roku w Belgradzie wywalczy jedyny w historii polskiego boksu tytuł mistrza świata. Sukcesy w mistrzostwach Europy były wtedy czymś normalnym, polski boks trzymał się mocno, a rywalizacja w turnieju Stamma stała na najwyższym poziomie.
Dziś po tamtych, tłustych latach w dużej mierze pozostały wspomnienia, choć pojawił się też promyk nadziei. Finałowy pojedynek w wadze lekkopółśredniej (64 kg) pomiędzy Mateuszem Polskim i Damianem Durkaczem stał na dobrym poziomie. W półfinale medalista ostatnich mistrzostw Europy pokonał byłego wicemistrza Rosji, Grigorija Lizunienkę, a 19 letniego Durkacza pamiętamy jako tego, który rok wcześniej wygrał w półfinale tego turnieju z Amerykaninem Freudisem Rojasem, brązowym medalistą mistrzostw świata.
Takie walki jak ta Polskiego z Durkaczem dają nadzieję na lepsze jutro rodzimego, olimpijskiego boksu. Tym razem minimalnie lepszy był młodszy Durkacz, ale to nie koniec rywalizacji, która może wynieść jednego z nich na światowy o poziom.
Pod koniec czerwca w Mińsku rozegraną zostaną II Igrzyska Europejskie w połączeniu z mistrzostwami Europy w boksie mężczyzn, ale tam o miejsce na podium może być trudniej niż w Warszawie.
Problem w tym, że poza Polskim i Durkaczem niewielu mamy pięściarzy z którymi można wiązać realne, medalowe nadzieje. W finale Turnieju F. Stamma był jeszcze tylko Tomasz Niedźwiedzki (91 kg), ale przegrał sromotnie z Nowozelandczykiem Davidem Nyiką.